ja też miałam ciężki początek jako kierowca - jak pierwszy raz ruszyłam z miejsca, to krzyknęłam, puściłam wszystkie pedały i silnik zgasł
. Mój instuktor był pełen powątpiewania czy kiedykolwiek zdam egzamin - a ja jako typ ambitny zdałam za drugim razem - wystarczyło powiedzieć "Ty to chyba nigdy nie bedziesz miała prawa jazdy"
Na całe "szczęście" mój obecny mąż wtedy nie miał prawa jazdy - bo inaczej bym do dziś nie jeździła. A tak, to trzeba było jechać na wesele na drugi koniec Irlandii (7h w jedną stronę), wynajęliśmy samochód i pojechałam - zaliczyłam pierwszą stłuczkę
. Potem pracowałam w jakimś odległym zakątku miasta, też bez samochodu ani rusz - no to kupiłam malucha .... od znajomych w Łodzi. Po samochód pojechaliśmy pociągiem, a wracałam do Poznania za kierownicą. Jak pierwszy raz miałam wracać z pracy samochodem, to przez godzinę kręciłam się po firmie po godzinach, tak się bałam wsiąść. Do dziś opracowuję sobie trasy, żeby jak najmniej skręcać w lewo
. Moja Mama twierdzi, że jestem świetnym kierowcą - nigdy nie prowadziła auta
.
Pomogło mi, kiedy lepsi kierowcy ode mnie mówili mi: TY TEŻ MASZ PRAWO BYĆ NA DRODZE, tak jak każdy inny. Jedź sobie powoli, prawym pasem, jak komuś się spieszy, to niech wyprzedza.
Nie pozbędziesz się strachu inaczej, jak za kółkiem. Męża z jego wiecznymi uwagami faktycznie lepiej zostawiać w domu. Zacznij od jeżdżenia na zakupy, do koleżanki, bez dzieci, dużo czasu - będzie dobrze.
Jak ja się nauczyłam jeździć, to każdy jest w stanie
.