Wczoraj moje dziecko wpadło na genialny pomysł, żeby poskakać przez skakankę z zamkniętymi oczami. No i wpadła na naszą bramę tak niefortunnie, że ułamało się jej prawie pół górnej jedynki, a to co zostało jest przekrzywione i się rusza. To jest oczywiście stała jedynka
Dentystka wczoraj tylko obejrzała ząb, zapisała antybiotyk i coś do płukania i kazała czekać do czwartku z nadzieją, że może ząb się ustabilizuje. Jeśli nie, to trzeba będzie go wyrwać i wstawić implant.
Jeśli się przestanie ruszać, to i tak jeszcze czeka nas zdjęcie rtg, bo może być pęknięty i wtedy jak wyżej
Gdyby jednak można było jej zostawić tę jej część i resztę dosztukować, to i tak podobno lepiej go zatruć i przeleczyć kanałowo.
Taka byłam zawsze dumna z zębów Marysi - nigdy nie miała żadnej dziurki. Jednocześnie od kiedy urosły jej stałe jedynki, miałam obsesję, że coś jej się może z nimi stać. No i stało się tak szybko
Jak sobie pomyślę o mojej niespełna ośmiolatce z implantem, to po prostu nie mogę powstrzymać łez.
Poproszę o masę historii, jak to się komuś potwornie ruszał ząb, ale jednak się wstawił i nie skończyło się to implantem...