Przyszla chyba pora na to,zeby sie wygadac na forum,bo nie mam nikogo innego,a moja mama wydaje sie byc juz i tak dosc obciazona moimi problemami.
Mieszkam od 4,5 roku na Wyspach,nigdy tu nie pracowalam,tak wyszlo.Zaszlam w ciaze jedna,potem druga,z wlasnego wyboru zreszta.Tak wiec jedyne moje zajecie to bycie w domu z dziecmi.Nie mam znajomych,zadnej zaufanej kolezanki,nie wspomne juz o przyjaciolce.Mam tu kuzynke ,ale to inna bajka(pisalam kiedys o niej na innym forum) i szwagierke,ktorej nie darze do konca zufaniem,poza tym to troszke inna historia.
Mieszkam z mezem ,dwoma synami i moim tata.Calymi dniami siedze w domu,nie wychodze z braku mozliwosci(trzecie pietro,wozki na gorze itp.)Czekam z utesknieniem az maz wroci z pracy,zeby miec sie do kogo odezwac.Ale facet to nie baba,nie wszytsko zrozumie,niestety.No bo ilez mozna sluchac o diecie,cwiczeniach i innych typowo babskich sprawach?
Do tego dochodzi fakt,ze brakuje mi powietrza.Dzieci moje,choc kochane oczywiscie,potrafia dac w kosc tak skutecznie,ze nic mi sie nie chce i wybucham agresja.Krzycze i ciagle krzycze,a dzieci wciaz placza.Ale jak byc spokojnym,kiedy poraz enty nie mozna wyjsc do wc spokojnie zalatwic swoich potrzeb?Jak byc spokojnym,kiedy starszak wstaje lewa noga codziennie i potrafi calymi dniami jeczec i narzekac?Pomyslow mi juz brakuje na zajmowanie sie nim,na wymyslanie zabaw i innych,bo ciagle siedzenie w domu i na nim sie odbija.Wybaczcie,ale jestem w sytuacji,w ktorej nie mam mozliwosci naladowac sobie akumulatorkow.Nie mam z kim dzieci zostawic i wyjsc.Jesli juz mi sie to uda,to gdzie mam wyjsc?z kim?
Chcialabym isc do pracy,miedzy ludzi,ale co z dziecmi?Przedszkola sa platne do lat trzech dla dzieci ,drogie,nie stac nas,poza tym ciezko byloby znalezc taka prace,by mami jest teraz to wszytsko ubrac w slowa,bo tyle musialabym napisac,ze nie starczyloby miejsca
Nie mam odwagi szukac internetowych mam na spotkania,moze to blad.Jak sie do tego przekonac?Jak zaufac ludziom?
Jak zyc ,zeby nie zwariowac??
Naprawde dobrym wyjsciem byloby wrocic do kraju,ale do tego nie przekonam meza,ktory uwaza,ze nie bedzie nam dobrze finansowo itp.nie mamy gdzie mieszkac,praca i wogole same negatywy.Po czesci go rozumiem,wiem,ze ma racje,ale czy kasa to wszystko?A co ze mna?z moim poczuciem spelnienia?Kiedy pracowalam bylam szczesliwa,mialam kontakt z ludzmi i bylo inaczej.Teraz nie mam checi do niczego,nie sprawia mi radosci nawet zakup nowego ciucha,bo po chwili i tak pomysle"po co mi to,gdzie ja to zaloze?do kuchni?\" i tak niektore rzeczy leza w szafie.Mimo,ze ma najcudowniejsze dzieci na swiecie,mam ich juz czasem dosc,bo mam tylko ich.Zyje tylko zyciem moich dzieci,ciaglym karmieniem,bawieniem,placzem,marudzeniem,radoscia,ale to tyczy TYLKO dzieci.Nie ma w tym miejsca dla mnie,nie spelniam sie w roli TYLKO matki i TYLKO zony.Nie moge sie realizowac,co wcale nei znacy,ze chce robic kariere czy cos podobnego.Nie,chcialabym zyc zyciem normalnym,isc do pracy,odetchnac od dzieci,wyjsc z kolezankami na babskie zakupy,wrocic i cieszyc sie nowym slowem wypowiedzianym przez synkow.
Czy sposrod tego calego chaosu slow i mysli cos ktos zrozumial???
Wyzalic sie musialam
Wysylam,nie bede czytac i poprawiac.....