No to ja Wam opowiem pewną anegdotkę z czasów, kiedy pomieszkiwałam z moją siostrą we Włoszech.
Kilka razy w tygodniu wpadały do nas koleżanki na polskie jedzonko
Któregoś dnia przyszła jedna i od progu wyczuła fasolkę po bretońsku. Ucieszyła się niezmiernie, jednak nieco przygasła na wiadomość, że niestety fasolka nie jest taka, jaka być powinna, bo nigdzie nie mogłyśmy kupić bretonu... a bez bretonu... wiadomo...
Po zjedzeniu kilku porcji oznajmiła, że nawet bez tego bretonu jest niezła...
Mówiła to jak najbardziej poważnie