Ot, jaki blagalny i rozpaczliwy tytul wyscibolilam...
No nic, juz pisze jak jest. Po nieudanym doswiadczeniu z pierwszym synkiem tym razem przystapilam do zapodawania cycuszka juz na sali porodowej, a potem w szpitalu czesto - gesto podawalam i wszytsko sie zapowiadalo OK - Max nie stracil duzo, mleko naplynelo, piersi zrobily sie "pelne".
Teraz Max ma 11 dni i hm, chyba cos jest nie tak...
No bo:
- nie zrobil juz kupki od 2 dni (dzis "leci" trzeci),
- tej nocy sie nie zsiusial, ale dzisiaj juz siusia w ciagu dnia,
- wczoraj wieczorem mial taki napad glodu, ze juz myslalam skapitulowac i podac butelke (ale jeszcze nie podalam),
- bardzo dlugo ciagnie piersi, na poczatku mocniej, a potem przysypia i tak tylko "wisi na cycu" - SPIOCH! (Zaczelam odciagac reszte pokarmu i podaje ja mu przez zakraplacz)
- jak juz sie naje spi tak okolo 2 godzin, o ile go wczesniej nie obudze (a zawsze budze)
- wydaje mi sie, ze on tak jakos malo efektywnie ciagnie - w szpitalu ciagnal mocniej,
- acha, waga na razie sie nie podnosi, jest okolo 3 kilo, a przy urodzeniu bylo 3240.
No nie wiem co tu poczac, kurcze. No i czemu tych kupek nie ma? Chyba za malo je, co?