Eksperymentowało się, oj eksperymentowało
Ja zasadniczo byłam boidudek bądź "niezwykle ostrożna", jak mawiała ś.p. Babcia ma aczkolwiek pomysły miewałam głupie. I brdzo często, za często, dawałam sie namawiać na wariacje starszemu ciotecznemu rodzeństwo.
Doskonale pamietam test sprawnościowy pod wiele znaczącym tytułem "kto wlezie wyżej na młodą czereśnię". Czereśnia była bardzo młoda, więc cieniutka i wiotka, acz wysoka. Ja też młoda ale w przeciwieństwie do czereśni, niska i gruba. Bardzo gruba
Wlazłam z pomocą kuzyna na sam czubek czereśni (lęk wysokości starannie przed nim ukrywając) o wczesnoporannej godzinie. Kuzyn wlazł takoż, nażarł się owoców i zlazł, mnie zostawiając. Tkwiłam na kiwającej się mizernej gałązce do wieczora, bop się bałam wolać żeby mnie kto ściągnął. Zakaz włażenia na drzewa funkcjonował jako naczelny tuż obok zakazu włażenia do studni. Po zmroku, mokra od łez i drętwa ze strachu postanowiłam zleźć. tyle, że mizerna gałązka kiwała się przy każdym najlżejszym ruchu. Postanowiłam zamknąć oczy i zeskoczyć. Żyję, choć ruszać nie mogłam się ze dwa tygodnie.
Doskonale eksperymentowało się również w rozjuszanie byka, barana i gąsiora. Hurtem i indywidualnie. Też żyjemy co niewątpliwie jest zasługą opatrzności.
Zjeżdżanie na zjeżdżalnie z wyrzutem
w pozycji stojącej też było niezłe. Mnie daleko nie wyrzucało, bo masa ciała robiła swoje. Kolega miał gorzej. Dwa miesiace z kulasami w gipsie.
Lata prawie młodzieńcze rozumu mi nie przyniosly, niestety. Pamiętam jak zrobiłyśmy zawody w niesikanie w i niewydalanie. Cud, że mam caly pęcherz, nerki oraz nieposzarpane jelita
Inetersujące było też testowanie polskiego ferrari lat osiemdziesiątych popularnie zwanego maluchem. Test na pakowność, dodam. Okazalo się, ze pojazd jest z gumy i swobodnie może do niego wleźć przejechać 30 kilometrów 9 osób plus dwie gitary i plecak. Wleźć i przejechać. Wysiąść się nie dało. My żyjemy. Samochód miał się zdecydowanie gorzej.
Najdebilniejszym eksperymentem jaki pamiętam było testowanie siły aviomarinu. Nalezało zeżreć kilka opakowań aviomarinu, iść na imprezę, lać w siebie sangrię i sprawdzić czy się porzyga. Stwierdzam, że aviomarin jest doskonale przeciwwymiotny
Acz dwie sztuki skończyły w szpitalu. Ja, z racji oszukiwania (zeżarłam tylko 10 pastylek) i dzięki resztkom poniewierającego się rozumu, które kazaly mi po powrocie z imprezy lać w siebie hektolitry wody z solą, na intensywnej terapii nie wylądowałam. Za to spałam trzy doby non stop. Głupota ludzka nie zna granic.