A też Ci, bryndzo, pastele przeszkadzają
Ciesz się, że w ogóle masz co kupić, nie jak nasze babki. Nie mówiąc o pra...
Wysyp pasteli osobiście zaobserwowałam, ,kiedy polożna urodziła mi Kamilę. Trzy lata starsza Kinga miała moc ubrań i wszystkie sprzęty (choć faktycznie tych nie było dużo) w kolorach mocnych, intensywnych a nawet ostrych. Wózek - granatowo biały, wanienką czerwona, leżaczek do kąpieli żółty, rożki sztuk dwie w jakiś miśki czy coś też kolorowe, pastele się po nich poniewierały w celu stonowania całości. Pościel jasnozieloną, no dobra, moze i pastel ale mooocnaaa, w jakiś leśne stwory zdecydowanie nie pastelowe. Leżaczek intensywnie barwiony w całą gamę kolorów, butelki i smoczki uspokajacze też miały mocne akcenty i zero mdłości. Nie pamiętam, czy wówczas jasnych barw nie było czy były na tyle drogie, że nie mogłam sobie na nie pozwolić. Pewnie to drugie raczej, bo majaczy mi się w pamięciu mój szloch tak w okolicach końcówki ciąży, nad pistacjowymi śpiochami bez stóp i niemozność ich nabycia z racji ceny. A kilka tygodni później dzika radośc, bo dostałam ekstra kasę i nabyłam wymarzone (de facto założyłam je Kindze może ze trzy razy, bo takie były ślicne, że mi szkoda było zniszczyć
, mam je do dziś dnia, nadal są ślicne
).
Pastele właściwie zaczęłam nabywać dopiero dla Kami, bo już mocnych barw nie było. W przypadku dziewczynki jeszcze do przełknięcia ale dwa lata później nadal królowały mdłości a trzecie moje dziecko okazało się mieć jądra. Pistacje i błękity na Filipie długi czas równoważył kolor wózka. O, pamietam z jaką dziką dziką radością nabyłam w szmateksie trzy rampersy, z których żaden nie wyglądał na wyblakły.
Moje poczucie estetyki nadzwyczaj mocno ranią dzieci w khako-beżach od stóp do głów. Błeeee...