Dobra, ja też z Niemiec, to sie o tych różnicach, które
mnie zdziwiły dopiszę.
Na moją planową cesarkę umówiona byłam wcześniej. Dzień przed zgłosiłam się do szpitala, gdzie w ramach badań przejrzana książeczkę ciąży, na miejscu zrobiono morfologię i podpisałam anastezjologowi papier, jaki rodzaj znieczulenia wybieram. I siup, do domu, w kieszeni 2 dozowniki z mini dawką środka, który należało sobie zaaplikować wieczorem i następnego dnia rano w ramach lewatywy. I zalecenie-nie jeść od północy. Zabieg na 9 rano, "niech pani przyjdzie tak z 30 minut przed"
Drugi dzień-jedziemy te pół godziny przed, spotykam sie na pojedynczej sali z położną. Cewniki i inne okołocesarkowe bajery równie niemiłe jak u nas. Tyle, że na salę operacyjną wchodzi bez problemów osoba towarzysząca, wręcz namawia się ojców do uczestnictwa. Nie powiem, dostałam takiego ataku paniki, że bardzo mi pomogło.
Po cesarce już wszystko odbyło się kompletnie inaczej-mała do cyca, "bo mama chce karmić" (fakt, bez nacisku, jeśli ktoś nie chce położna jedynie wyjaśnia, dlaczego byłoby to wskazaane. Inna sprawa, że jeśli mama chce, a nie umie, nie może, to ma położną do dyspozycji na okrągło i nikt z tego halo nie robi.) Po pierwszym przystawieniu dostałam
na polecenie lekarza normalną kawę z mlekiem, potem śniadanie. I pytanie, kiedy chcę wyjść, które mnie tak zdumiało, że na początku zastanawiałam się, o co chodzi i czy dobrze rozumiem. Okazuje się, że tu normą jest wychodzenie po normalnym porodzie tego samego dnia, po cesarce też wcale nie jest to rzadkie
![icon_eek.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_eek.gif)
Potem zrozumiałam, dlaczego-leżałam 3 dni, w tym czasie nikt nie bada, jedna wizyta pediatry, w czasie której dziecko się waży, a w 72 godzinie pobiera krew z piętki. I równie dobrze może to zrobić w domu położna. I siuuup, na normalną salę, jakie tam pooperacyjne...
Położna-pierwszy tydzień była codzień, potem przychodziła 3 razy w tygodniu, na telefon. W sumie kasa chorych przewiduje takich wizyt do 26!!! W Polsce czekałam na pierwszą wizytę 3 dni, drugiej nie było...
Z mlekiem matki faktycznie jest tu dziwnie, stosowane jest jako lek na wszystko. Gabrycha miała pępek zawijany gazikiem zlanym moim mlekiem. Wiecie, to był pierwszy pępek wśród mojej trójki, który sobie odpadł po 4 dniach i wygoił się książkowo...
Kąpania w szpitalu faktycznie nie było, zaleca się mycie samej pupy i przecieranie ewentualnie samą wodą te 10 pierwszych dni. Nie zdzierżyłam tyle, po tygodniu młodą już płukałam pod prysznicem, bo to lato było i miałam wrażenie, że chyba jednak nie jest czysta
Obostrzeń do jedzenia matki karmiącej-zero. Z tym, że nasza mania dietetyczna jest tu znana, bo przy wypisie lekarz żegnając się ze mną zaznaczył, że on wie, jakie są zalecenia w Polsce i bardzo mnie prosi, żebym tego sobie nie robiła
![icon_eek.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_eek.gif)
Fakt, żarłam wszystko od początku i jak na razie młoda nie wykazała skłonności do alergii. Czas pokaże co będzie, bo jakoś nie mam złudzeń przy takim obciążeniu, jednak to pierwsze moje dziecko, przy którym nie śniłam o owocach i nie prześladował mnie obraz jogurtu spychany w odchłań niepamięci...
Pozdrawiam