Czołem!
Dawno mnie nie było... Komputer nam padł, nogi bolą od siedzenia...
Sporo się wydarzyło i niestety nie tylko dobrego.
Najgorsze to poparzenie Szymka. Pojechał do teściów na cały dzień. Teść zrobił sobie herbatę i postawił na takim niskim barku na kółkach. Szymek wiele razy się tam bawił, stawiał sobie coś na tym barku, ściągał puste kubki i udawał, że z nich pije. Tym razem sięgnął po gorącą herbatę i wylał ją sobie na klatkę piersiową i brzuszek. Teściowie na szczęście szybko zareagowali, włożyli Szymka po zimną wodę, potem okryli kocami i zawieźli na pogotowie. Tam założyli mu jakąś błonę i obandażowali. Wypadek miał miejsce jakieś 3 tygodnie temu w sobotę. Potem jeździliśmy na zmianę opatrunku. Obecnie smaruję mu poparzenie Alantanem, bo musi być to natłuszczone. Opatrunków nie trzeba już zakładać. Poparzenie bardzo ładnie się goi. Z 3 plamek na lewej stronie ciała jedna jest bardziej widoczna, a 2 pozostałe już bardzo zbladły. Minęło już sporo czasu, więc jest mi łatwo o tym pisać, ale na początku było bardzo kiepsko. Oddaliśmy teściom zdrowe, uśmiechnięte dziecko, a wrócił do nas obandażowany, osowiały maluch. Mnie odebrało mowę. Trzymałam Szymka w ramionach, płakałam i się trzęsłam. Mój mąż wydzierał się na swoich rodziców. Teściowie byli bardzo wstrząśnięci, a teść był w szoku. Mój mąż przez kilka nocy nie mógł spać. Stwierdził, że już nie powierzy Szymka opiece swoich rodziców. Ja myślałam, że to ich czegoś nauczy, że przy dziecku trzeba na wszystko uważać i że nie powtórzą już tego błędu. Niestety, myliłam się. Moi teściowie są lekkomyślni i ja tez już się boję pozostawiać im Szymka. W święta teściowa potłukła przy Szymka stopach pucharki do lodów. Trzymała w jednej ręce tacę pełną szkła, a drugą zamykała bramkę na schody, żeby Szymek nie spadł ze schodów. Oczywiście taca była ciężka i pucharki zaczęły się zsuwać. Nie odstawiła tacy na schody, nie poprosiła nikogo o pomoc. Szkło rozbiło się przy samych stopach Szymka. Gdybym od razu szybko nie podbiegła i go nie wzięła na ręce, to by wszedł w skorupy i pociął sobie stopy, a był w samych skarpetkach. Stwierdziłam, że u teściów jest nie dość, że za dużo niebezpiecznych rzeczy czy sprzętów, to jeszcze oni sami nie potrafią zadbać o bezpieczeństwo wnuka. Wygodnie było od czasu do czasu zawieźć do nich Szymka na cały dzień, ale pewnie nie za szybko się to powtórzy.
Z dobrych rzeczy, to udało nam się wreszcie zabrać Szymka na basen. Początek był kiepski - płacz przy rozbieraniu, płacz pod prysznicami (Szymek bardzo boi się prysznica), płacz przy pierwszym kontakcie z wodą. Po ok. pół godziny Szymek zaczął się bawić w wodzie piłką, wchodzić i wychodzić z brodzika i tak mu się spodobało, że pod koniec był płacz jak już trzeba było wychodzić z wody. Stwierdziliśmy, że nie można zmarnować tego, co już udało się osiągnąć i w najbliższą niedzielę idziemy drugi raz na basen. Może uda się zamoczyć głowę...
Byliśmy też w zoo. Szymkowi najbardziej podobały się automaty - pojazdy na monety i plac zabaw. Zwierzątka tez były fajne, ale nie to co plac zabaw. Kilka fotek: