pią, 13 sie 2010 - 23:14
Dziewczyny, ale przecież ta frajda dzielenia się to jest naprawdę wyższa funkcja społeczna. Wymaga zrozumienia, że inni to też ludzie, że mają emocje, wymaga empatii - dopiero wtedy można znaleźć własną przyjemność w cudzej.
A na rozwój tych wyszukanych odczuć potrzeba czasu. Zaczynamy od tobołka, który wrzeszczy, jak mu zimn o, albo głodno. Potem tobołek musi sobie doprecyzować, że jest sobą i "kto to - ja", musi określić własne granice, a dopiero potem może poza te granice wykraczać albo wpuszczać tam innych.
Krótko mówiąc, nie można wymagać od dziecka przekraczania granic egoizmu, skoro ono jeszcze ze swoim ego do ładu nie doszło.
Po swoich babach widzę, że na dłuższą metę wszystko to, co piszecie, czyli zapewnianie każdemu dziecku odrębnej uwagi, nie wymuszanie wspólnoty itd generalnie daje dobre skutki, tyle że po dłuższym czasie.
Tak jak pisałam w innym wątku - ja w takich sytuacjach powtarzam sobie jak mantrę:
"Dobrze robisz, to zadziała, tylko za jakiś czas".
I na ogół mam rację. Wszystkie te społeczne prawa, zasady współżycia w zbiorowości, muszą się dobrze uleżeć, zanim wykiełkują.
A na krótka metę najwięcej sensu mają improwizacje na wspomniane tematy, czyli - poświęcenie uwagi poszkodowanego, czas dla każdego chociaż po trochu, i ja bym dodała jeszcze jedno, ale nie wiem, jak to nazwać.
Bo piszecie, że fajnie jest się dzielić. Albo, że niefajnie.
A przecież to też zależy, czym.
I chodzi mi tu o kreślenie w miarę jasnych granic, co jest dobrem wspólnym, a co nie jest. Na przykład które zabawki (czy która zabawa z mamą, wsio rawno) są wspólne, a które tylko konkretnej osoby. I twarde egzekwowanie prawa własności wobec rzeczywistej własności, a wymaganie kompromisów i podziałów tam, gdzie mowa o czymś wspólnym.
Na przykład:
każda z bab ma jakieś swoje święte kredki. I każda wie, że jeśli chce skorzystać ze świętych osobistych kredek tej drugiej, to musi uzyskać wyraźną zgodę. Nie ma "podziel się, ona jest młodsza", nie ma wdrażania na siłę rozwiązań pozornie sprawiedliwych, a tak naprawdę mających tylko ująć problemu rodzicowi. Chcesz użyć kredek Anki - poproś, żeby ci pozwoliła. Nie pozwala? Trudno. nie wolno, bo to jej.
A żeby uniknąć sytuacji, kiedy ktoś się tarza w kredkach, a drugi smętnie patrzy, jest oczywiście pula kredek wspólnych. I tam z kolei nie ma zmiłuj - musicie się dogadać. czy prawo pierwszeństwa, czy podział na pół, mczy co chcecie, ale są wspólne i musicie umieć z nich korzystać wspólnie.
I to dotyczy też czasu.
Kiedy gram z Anką w szachy (matko jedyna, jak ja tego nie cierpię), Papciat już wie, że nie ma "czy moge wam przestawić", bo to jest nasz czas w cztery oczy. Ale też kiedy ja z Papciatem gram w Prosiaczka, Anul musi się zając sam sobą. Innym takim czasem absolutnie prywatnym są rozmowy wychowawcze albo tak zwane "prywatne opowieści" - one na ogół dobrze wychodzą jako prywatne, bo powiedzmy, że kiedy Nusiaka interesuje dwanaście prac Herkulesa, to dla Papciata sa to zbyt wyszukane cuda, a kiedy Papciat chce, żebym jej tysięczny raz nazywała każdego chabazia przy drodze, to Anka ziewa z nudów i ucieka.
Ale tu też da się wygospodarować dobra prywatne i dobra wspólne, i jasno stawiać sprawę zasad ich użytkowania.
Co nie znaczy, że dzieci w podskokach to zrozumieją i zaakceptują bez bólu. Ale trudno, przyswojenie tego musi potrwać.
Trochę poleciałam w OT-a, ale usiłowałam to właśnie dzisiaj wyjaśnić własnemu ojcu, którego wkurza, że dzieci nie mają przycisku, który by sprawiał, z e po prostu robią to, co trzeba (czytaj "to, co ja chcę") i spokój. A on równocześnie twierdził, że gadam bzdury, i podziwiał, ze z takim spokojem i sukcesem przeleciałam z nimi wielogodzinną trasę górską z elementami wspinaczki, kojąc pretensje, obite kolana, prawo do prowadzenia za rękę (jak się rozwiązuje sprawiedliwie problem tego, że matka ma tylko dwie ręce, jeśli ma równocześnie więcej niż dwójkę dzieci, to ja nie wiem). I nie widział związku.
Więc tak się z Wami podzieliłam refleksjami.
A teraz ciekawe, czy mi to zeżre, czy jednak wrzuci, bo mam bunt kompa albo sieci, jeszcze nie wiem.