Dziewczyny, pierwsze-przepraszam Piranię, bo przeze mnie jej wątek poszedł w zupełnie odwrotnym kierunku, niż ona by sobie chyba życzyła. Aczkolwiek jest, jak zwykle, kiedy się pojawiacie (to prywata jawna do Lutni i Psi
) pouczający i wart przeczytania. Nie wdam się w dyskusję, bo raz, że po tym tygodniu uchetana jestem, dwa-za mało, a przy Was właściwie zero wiedzy mam.
Odnośnie mojego "problemu"-Psi, mi się wydawało, że Hodowcę od strony emocjonalnej rozumiem. Osobiście miałam problem z przekazaniem nowym państwu "tylko" bojowników, rozmnożonych przez mojego młodego...
. Dla mnie taki mały szczenior ma być przede wszystkim członkiem rodziny. Nie kupuję psa "dla dzieci", tylko domownika. Nigdy nie zapytałam, jaka jest cena małego bernula, mam wrażenie, że nawet w kilku mailach wymienionych z [użytkownik x]ą chyba nie padło pytanie o cenę...???
Jeśli chodzi o finanse, to w zasadzie interesowałoby mnie, co należy oprócz szczepień i odrobaczenia oraz karmy zapewnić takiemu "obywatelowi" (w sensie badań np.) ale do tego etapu pytań nie dane mi było niestety dojść...
Ja nie wykluczam wystawiania. Czasu mam wystarczająco dużo, chęci też. Pisałam jedynie o tym, że świat kynologiczny w tym momencie jest dla mnie nieznany, chcę mieć w domu tą wielką kupę futra nie tylko dlatego, że podchodzę do sprawy ambicjonalnie. Jestem tylko człowiekiem i nie ukrywam, że z ciekawości chociażby sprawdziłabym możliwości wystawowe, ale gdyby okazało się, że są marne, to włosów ze łba rwać nie zamierzam, nie będzie to porażką mojego życia i ten/ta psica i tak będzie najukochańsza. Takoż podejdę, gdyby się okazało, że futrzak nie jest fanem takich imprez... Gdyby mi się jednak trafił okaz, który będzie wystawowo i hodowlanie rokujący i na dodatek lubiący tego rodzaju imprezy, to ja z dziką rozkoszą zgłębię tajniki hodowlane, kynologiczne i wszelkie inne...
Wykopię jutro maila, którego wysyłałam na początku, w 3 miejsca, bez odzewu. W zasadzie on się naprawdę niewiele różnił od tego, którego przytoczyła Mi... zaczęłam podejrzewać, że powodem milczenia były dzieci, konkretnie 2-letnia wtedy Gabryśka. Ale po lekturze Waszych postów dochodzę do wniosku, że po prostu miałam pecha. Szukam więc dalej mojego trójkolorowego puchacza...