CYTAT(kethry @ Fri, 27 Feb 2009 - 16:06)
efektem imperatywu jest to, że tak sobie obecnie wyśrubowałam kryteria "dobrego domu dla zwierzaka", że choć śnię o ciepłym futrze po nocach (i nie mam tu na myśli mojego męża, choć on by pewnie wolał) - nie umiem się na nie zdecydować. bo nie chcę być... nieodpowiedzialna.
i nikt mądry mi nie powiedział, czy zatraciłam równowagę i zdrowy rozsądek w temacie (dobre intencje, a piekło, bla bla), czy właśnie - postępuję wyjątkowo dojrzale...
To zależy
Kethry, z Twojego paseczka wynika, że masz malutkie, czteromiesięczne dziecko. Z jednej strony chciałoby się powiedzieć, że to że w tym czasie nie decydujesz się na szczeniora to wielka odpowiedzialność i dojrzałość. Z drugiej - znam kilka osób, które wyszły z założenia, że przy małym dziecku będą miały więcej czasu (przerwa w pracy, możliwość poświęcenia czasu tylko ludzkiemu i psiemu maleństwu) - i sobie świetnie poradziły. Fakt, były dosć mocno zmęczone, ale psie dziecko dorasta o wiele szybciej (zwłaszcza, gdy się je wychowuje, a nie ogranicza do nauki podawania łapy i niesiusiania w domu).
Znam dziewczynę, która z premedytacją kupiła doże szczenię 3 miesiace przed porodem, licząc, że w momencie gdy mały pojawi się na świecie, psi maluch będzie miał już prawie pół roku, mało tego - teraz z małym kilkumiesięcznym dzieckiem (ludzkim) jeździ na szkolenie z psiakiem, który tam uczy się wielu potrzebnych rzeczy (wcześniej, jeszcze w ciąży jeździła z nim do psiego przedszkola). Oprócz tego ma w domu jeszcze dwa psy, z którymi też ćwiczy.
Myśli też powoli o powrocie na ringi wystawowe
Wszystko zależy więc od podejścia: jednych taka "praca" ze zwierzakiem relaksuje, innych szalenie męczy.
Gdy do tego dojdzie zmęczenie spowodowane dorastaniem małego cżłowieka i problemami z tym związanymi - ci pierwsi sobie poradzą, tych drugich problem przerośnie i zaczną "szukać dobrego domu".
Nie ma więc czarno - białych reguł dotyczących tego, kto jest dobrym właścicielem, a kto nie i kiedy jest ten "najwłaściwszy" czas na posiadanie psa, ten sam w odniesieniu do wszystkich ludzi.
Kethry - jeśli więc masz wątpliwości, czy podołasz to lepiej, że wstrzymujesz się na razie z decyzją o kupnie. Ta zawsze może zostać podjęta.
Teraz kilka słów odnośnie "super włascicieli"
Uważam, że ktoś, kto kupuje sobie np. mopsa nie musi być takim fanatykiem spacerów, biegania i "pracy z psem" jak ktoś kto kupuje sobie border collie czy huskiego. Osoba marząca o dogu niemieckim - nie musi mieszkać w domu z ogrodem (wybiegany dog i tak się położy u stóp właściciela i prześpi większosć dnia), ktoś, kto chciałby mieć CAO- raczej powinien miec dom...
Czlowiek, który chce by pies pilnował posesji i mieszkał w kojcu a przy tym odstraszał innych - nie powinien kupować dobermana (podszerstek, a raczej jego brak). Taki pies nie będzie czuł się dobrze mimo zapewnienia mu wszelkich innych wygód, mieszkaniem na zwewnątrz nie pogardzi jednak choćby bernardyn, czy wspomniany azjata.
Jednym slowem - nie ma super właściciela jednego dla wszystkich psów. Mała king charles spanielka nie będzie szcześliwa z kimś, kto kocha górskie wędrówki, czy kilkugodzinne spacery z intensywnym psim treningiem, dog niemiecki - z kimś kto mając dom z hektarowym kawałkiem ziemi będzie psa trzymał na zewnątrz całe dnie ("niech się wybiega"), bo dog najbardziej potrzebuje kontaktu z człowiekiem, nie przestrzeni, baaa, jeśli dozie szczenię trafi np. do człowieka, który nie da się przekonać, ze intensywne wielogodzinne codzienne spacery nie są wskazane przez pierwszy rok życia dla pieska tej rasy, może skończyć się to poważnymi problemami z kośćcem, border nie rozwinie pełni swoich cudnownych ujejętnosi przy kimś, kto najchętniej leży na knapie z ksiażką w ręku a spacery ogranicza do "siku - kupa, a w weekendy jedziemy się wyszaleć".
Super dom - dla każdego psa oznacza więc coś innego, tak samo jak super właściciel, czy super pies
edit: dopisek
Kethry, tak sobie właśnie przypomniałam
Ja również biłam się z myślami, czy to ten właściwy moment, czy podołam, czy nie porywam się z motyką na Słońce... z drugiej strony jak widziałam gdzieś doga (obojętnie, czy w filmie, czy książce) to sciskało mi się serce. Bardzo chciałam już mieszkać z moim własnym.
Kupiłam chyba wszystko na temat dogów, co było do kupienia, przeczytałam wszystko, co było do przeczytania, obejrzałam film który powstał przy udziale hodowców, skontaktowałam się z kilkoma hodowlami, zamęczałam ich właścicieli pytaniami - i wciąż się bałam podjąć decyzję
(bo centrum Warszawy, bo perspektywa domu gdzieś tam, dopiero na horyzoncie, bo to takie duże psy, bo może mój narzeczony jednak nie będzie potrafił się odnaleźć w tej sytuacji - nigdy nie miał zwierzaka w domu... masa tego była)
Nawet trzymając potwora na rękach i wnosząc go do domu też jeszcze się trochę bałam.
I wiesz co? w moim wypadku wyszło na dobre. Dzięki moim obawom i odwlekaniu decyzji o kupnie zebrałam całkiem sporą wiedzę na temat tej rasy, telefony do dobrego szkoleniowca i weterynarza miałam w notesie na długo przed tym zanim Korek do mnie trafił
, setki (naprawdę setki) przegadanych rozmów telefonicznych też zrobiły sporo, to że podczas wizyt zaglucały mnie doże mordy u zaprzyjaźnionych już potem hodowców - pokazały, jak wyglądać będą moje ciuchy od moemntu, gdy powiem ostatecznie "tak"
i że mnie to nie obrzydza ani nie powstrzymuje przed taką własną glucącą paszczą.
Ten okres oczekiwania na właściwy moment miał sens
Ten post edytował Lutnia pią, 27 lut 2009 - 16:54