Wkur... tego no się na lokal szeroko pojety z naciskiem na obslugę, w którym mialam robić komunię. I będzie w domu. Dziecko, które jeszcze kilka miesięcy temu cudem udało mi się przekonac, że uroczystośc pokomunijna w domu to nie jest to, co tygrysy lubia najbardziej, wczoraj jeszcze większym cudem przekonałam, iż pokomunijne uroczystości w domu to jest właśnie TO o czym marzą tygrysy. I obecniez mam przewalone. Liczba gości w magiczny sposób wzrosła z 20 na na nieomal 30 osób, no, konktretnie 26 na dzien dzisiejszy ale widzę, ze w dziecięcej głowie nadal rośnie (aaa czemu Paweł nie moze przyjśc ze swoją dziewczyną skoro przyjęcie będzie w domu? aaa moze zaprosimy ciocię Ewelinę? I księdza proboszcza? i ksiedza Wojtka? I tego trzeciego ksiedza? I moze jeszcze proboszcza od wujka? I ich gosposię z mężem i synem? i ciocię z Gdańska z rodzina? I MOŻE JESZCZE, KURZA JEGO NIEMALOWANA, HANNE MONTANE I JONAS BROTHERS????????)
w każdym razie też to musze przygotować, co mi jest średnio na ręke, bo juz się nastawiłam na luz lokalowy a ponadto muszę zrobić wianek, do wianka torebeczkę, do torebeczki stroik na pas od alby a do pasa od alby przybranie od świecy. Z żywych kawiatków, co wyklucza robotę wcześniejszą.
Zrobiłam sobie wstępny plan przyjęcia z naciskiem na jedzenie i jego przygotowanie i jestem pełna dobrych myśli, tylko nie wiem, co o z tego wyjdzie, bo mi się goście, jak mniemam, jak zwykle, rozejda po chałupie i będę ich głównie ganiała.
Po pierwsze więc - na kolacje, jeśli jesvze ostana się niedobitki, zarządze grilla.
Po drugie - miast deseru będzie wspólny spacer i lody w pobliskiej cukierni, dla dzieci zas godzina na pompowańcach, placu zabaw znaczy z pomopowanym zamkiem. Co ruchliwsi dorośli mogą się w tym czasie przespacerowac po lesie. W sensie - stary ich wgoni na gorę a potem z niej zgoni, a potem padną
Po spacerze nabożeństwo majowe - jak kto padnie po górce i nie bedzie chciał, to się będzie musiał w domu sam zabawiać
Po trzecie - na dzien dobry podam przystawki w liczbie sztuk trzech do wyboru, z czego jedna rybna, jedna galaretowata i jedna nie wiem jaka, być może jajeczno chrzanowa.
Po czwarte zbokotuję ziemniaki. Nie toleruję osobiście żadnych przygotowywanych wczesniej, a niekoniecznie ładnie by było, gdyby pani domu mełła z niesmakiem danie głowne
Bedzie ryż. Najpewniej, chyba, ze mis ię z nagła odmieni i zrobię te zapiaszczone, bo Głowna Dama uwielbia ziemniaki
Po piate - duńska zupa z porów, bo się ją robi piętnascie minut i jest pyszna. I mozna ją przygotować wcześniej.
Do hipotetycznegryżu, albo i nie, będzie po pierwsze schab ze śliwką, po drugie tzw mieszki z wołowiny i po trzecie drób, jeszcze nie wiem, jaki. Wszystko się robi błyskawicznie i można dużo wcześniej, odgrzeję razem w jednym piekarniku.
Po szóste - cisata upiekę w piątek i wstawię do piwnicy. Szlag ich do niedzieli nie trafi.
Po siódme - nie podam deseru. Nikt go i tak nie ruszy a lody dla chetnych będą na spacerze.
Po ósme - wypozyczę sobie wózek i za jednym zamachem zawiozę wszystko, co będę miała do posatwienia na stole. Tymże wózkiem odwiozę brudne talerze do zmywarki.
Po dziewiąte - po obiedzie podam ciasta, kawa i herbata za rada Rosy do samodzielnego przygotowania.
Po dziesiąte - czyste talerzyki i sztućce postawię na tzw oczach, chetny sam sobie wymieni a brudny odstawi na wózek. Brudny na wózku nie będą biły po oczach, bo wózek ma falbanę, która wszystlo ukryje. Ponadto ustanowię Slubnego odpowiedzialnym za wózek. Niech się poczuje.
Po jedenaste - po ciastach, jaem rzekła we wstępie, ten spacer i górka i dmuchańce i lody. W tym czasie część gości się ewakuuje (na moje oko około 10 osób) a zmywarka wykona brudną robotę. Po spacerze, jak znam moich gości, zapragna pobyć na swieżym, podwórkowym powietrzu, a ja w tym czasie uwolnię zmywarkę i zastawię stół sałatkami w liczbie sztuk trzech i cztrema rodzajami zakąsek z czego najwykwintniejsza będzie szynka z musem chrzanowym i łosoś, bo Ślubny kocha łososia. Resztę uwędzi mi ojciec odpowiednio wczesniej. Nie sądze, by cała operacja zabrała mi wiecej czasu, jak kwadrnas. Z doswiadczenia wiem, że osiem-dziesieć minut wystarczy.
Pi dwunaste - wypozyczę taką ilość zastawy bym w razie czego czyli deszczu nie musiała uwalniać zmywarki przy gościach. Posiadam na stanie 36 sztuk kompletów białych, co oznacza, ze ich braknie.
Po trzynaste -
ABSOLUTNIE NIE POZWOLĘ, BY KTOKOLWIEK POMAGAŁ MI W KUCHNI PODCZAS PRZYJĘCIA!!!! Jedyną osobą zaangażowaną kuchennie będzie Ślubny z wózkiem. Reszta wara, bo się zrobi zamieszanie.
Po czternaste - miejscem do wreczania prezentów komunistce bedzie pokój dzieci. Stop papierom poniewierającym się miedzy nogami na srodku pokoju. I stop matce komunistki uprzatającej te papiery!
Po pietaste - przedstawię gościom plan przyjęcia już na wstępnie. Nie iwem, w jakiej formie, moze papierowej
Jak znam życie i moich gości, niezmiernie ułatwi mi to organizację i zniechęci ich do przemieszczania się przed obiadem.
Po szesnaste - Tort podam po spacerze i majowym, co, mam nadzieję zniechęci do zbyt wczesnego opuszczenia przyjęcia co poniektórych.
Po siedemnsate - dzieciom zrobię słodki kącik w ich pokoju, a na pdwórku, jesli pogoda będzie ładna postawię dodatkowy termos z wodą, kawę, herbatę i zimne napoje. Bo wiem z doświadczenia, że moi goście sporo na dworze przebywają.
Po osiemnaste - dzieci będa miały słodki kącik i swoja kolorową zastawę w pokoju dziecięcym. Uniknę tym samym nawoływania co pięć minut i u*****liwych próśb o podanie banana, soczku, cukierka i serwetki.
Po dziewiętnaste - wyniosę na strych WSZYSTKIE małe zabawki. Stop poniwierającym się pod nogami szpargałom!!!
Po dwudzisete - tak mi gucio z tego wyjdzie
Reasumujać, bo zgubiłam wątek - jedzenie mam zamiar przygotować w piątek - częśc naju*****liwsza czyli ciasta a wieczorem póxnym/nocą (bo uwie;biam gotować nocą) mięsa. Poranek sobotni przeznaczę na zupę i częściowo sałatki oraz przystawki. Wieczorem w sobotę dokończę. Reszta soboty upłynie mi na radosnym sprzątaniu, dekorowniu chałupy i stołów, pleceniu wianka i spółki oraz, mam nadzieję, zdążę się wykąpać.
Jakieś uwagi?