Ale po pierwszym znieczuleniu emlą poprawiała mi lidokainą, kiedy zaczynałam czuć lekkie ukłucia.
Nie no, serio - dla mnie to mały pikuś był. Gorzej później, ta opuchlizna na powiekach, bo mnie wkurzało takie szczypanie i wrażenie"piasku pod powiekami" (miałam wrażenie zmęczonych oczu i przez to chciało mi się ciągle spać
).
Ale tatuaż też mnie niespecjalnie ruszał, choć przy tatuażu wiele zależy od miejsca. Robiony "na miękkim" jest niemal przyjemny, a na pewno nie jest dyskomfortem. Ale jak mi zaczął wjeżdżać na kość, to syczałam.
Ale ja wytrzymała wcale nie jestem! Mój gin się ze mną obchodzi jak z jajkiem Faberge, bo posykuję i wszystko mnie boli, dentysta wie, że bez znieczulenia nie wolno mu podejść, a żeby podać znieczulenie w zastrzyku musi mnie znieczulić
miejscowo
bo inaczej mogę rękę odgryźć.
Czyli może mam jakąś genialną kosmetyczkę..?
Znaczy, jest genialna, ale myślałam, ze w kwestii znieczulenia to był standard.