U nas jest tak:
Pobudka o 7. Tomek budzi się mniej więcej w tym czasie, Olę budzę do przedszkola około 7.30. Do 8.15 ubieranie, śniedanie dla dzieci, ścielenie łóżek i ogólnie mówiąc wyprawianie Oli (a w tym roku i dwa razy w tygodniu Tomka) do przedszkola. Ola wychodzi z tatą. Po jej wyjściu mogę się ogarnąć i zająć sprzątaniem i obiadem, choć czasem muszę pobawić się z Tomkiem, który przeżywa wyjście siostry do 8.35, kiedy to zaczyna się bajka. W czasie bajki najpierw jem śniadanie i przeglądam forum, potem zajmuję się domem. Przeciętnie trwa to do około 11 (gotuję co drugi dzień, jeść z podłogi u nas też nie można, bo doszłam do wniosku, że praktyczniejsze jest korzystanie z talerzy
). Wychodzimy na spacer i po zakupy. Wrcacamy około 13. Kiedy pogoda jest paskudna spędzam ten czas na zabawie z Tomkiem. Obiad, spanie Tomka. Ja - czytanie, komp. Z założenia nic w tym czasie nie robię w domu (chyba, że zbliżają się święta, albo inny kataklizm
i naprawdę nie wyrabiam). W czasie wakacji cały czas spania Tomka przeznaczałam na zabawę z Olą, głównie czytanie. Około 15.30 idziemy po Olę do przedszkola i dłuuugo wracamy do domu. Docieramy koło 17. Wtedy dzieciaki bawią się same, albo ze mną. O 19 bajka, ja mam trochę czasu na swoje sprawy, szykuję kolację i przygotowuję wszystko na następny dzień. W międzyczasie wraca mąż. Potem my oglądamy wiadomości a dzieci bawią się u siebie. Po wiadomościach kolacja, zabawy z tatą, ja się regeneruję
. Kąpiel około 21, potem wieczorne rytuały, czytanie. Zasypiają około 22. Ja wytrzymuję do 23...
Oczywiście w międzyczasie muszę rozsądzić sto tysięcy kłótni, pięćset razy interweniować w czasie wiadomości telewizyjnych w "zabawę" moich "aniołków", trzy razy przerywać zmywanie, by podać zabawkę... Ale jakoś trzymamy się tego planu.