CYTAT(brzózka4 @ Thu, 27 Sep 2012 - 11:02)
Skąd Ty masz takie wiadomości? Żeby uczyć w szkole języka, w tej chwili trzeba mieć naprawdę porządne kwalifikacje i tylko w sytuacjach wyjątkowych (szkoła wiejska, gdzie nie ma po prostu specjalistów) istnieje opcja, że osoba zatrudniona ma te kwalifikacje mniejsze (ale musi je uzupełnić, chcąc kontynuować pracę). Wiem, bo 9 lat pracowałam w podstawówce i nawet CPE nie wystarczy, by uczyć. Musi być dodatkowo robiony ci\onajmniej kurs kwalifikacyjny dla nauczycieli przy tym CPE. Można to zreszta sprawdzić na stronach kuratoryjnych i ministerialnych, zamiast wygłaszać krzywdzące opinie (mi się zrobiło przykro).
Z drugiej zaś strony, nie wystarczą kwalifikacje - choćby nawet najlepsze. Trzeba mieć powołanie, chcieć, starać się każdego dnia i codziennie analizować swą pracę, nie osiadając na laurach i nie pogrążając się w słodkim samozadowoleniu.
W podstawówce wymagają CPE? Proszę Cię... Chyba teraz, gdy na posadę w szkole nie ma szans.
Kwalifikacje do nauczania języków obcych w przedszkolach i klasach I-III szkół podstawowych posiada również osoba, która legitymuje się:
1) dyplomem ukończenia studiów wyższych na kierunku pedagogika w zakresie nadającym kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III szkół podstawowych lub w specjalności nadającej kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III szkół podstawowych,
2) dyplomem ukończenia zakładu kształcenia nauczycieli w specjalności nadającej kwalifikacje do pracy w przedszkolach lub klasach I-III,
a ponadto: świadectwem znajomości danego języka obcego w zakresie co najmniej podstawowym, o którym mowa w załączniku do rozporządzenia, oraz świadectwem ukończenia studiów podyplomowych lub kursu kwalifikacyjnego w zakresie wczesnego nauczania danego języka obcego. źródło: MENTo na czerwono chyba nie jest CPE, prawda?
A niestety, osoba z podstawową znajomością języka ma z pewnością braki w opanowaniu fonetyki, a tym mówiłam- bo to właśnie jest podstawa w nauczaniu dzieci.
Co z tego, że jednak wymagają kursów metodycznych, skoro nauczyciel po edukacji wczesnoszkolnej może nie być kompetentny językowo.
Obserwuję nauczycieli, hospituję lekcje. Szkolę językowców.
Sama uczę języka od przedszkolaków po CPE. Żeby nie było, że teoretyzuję.
I uparcie będę powtarzać, że metoda gramatyczno- tłumaczeniowa (czyli taka, którą uczyło się łaciny i greki) nadal króluje w szkołach. Lekcja toczy się w języku ojczystym, wszystko jest tłumaczone na polski, a DA SIĘ bez tego. Po co tłumaczyć wszystkie frazy, nie lepiej sprawdzić, czy dziecko po prostu używa jej w odpowiednim kontekście, w odpowiedni sposób?
Pracuję co prawda na prowincji (miasto 100 tys. i 150 tys.), ale wiem, że w podstawówkach jest marnie.
Choć oczywiście są perełki. I w nich nadzieja
Powołanie tak, ale będę się upierać- wymowa w klasach 1-3 jest bardzo istotna, bo dzieciaki potrafią genialnie przyswajać dźwięki. Te złe też, niestety.
Zresztą o nauczaniu języków w gimnazjach i liceach też można pisać i pisać...
edit: literówki
Ten post edytował mama_do_kwadratu czw, 27 wrz 2012 - 19:34