Rz±d postanowi³ kontynuowaæ program Maluch, zapocz±tkowany w 2011, zaproponowa³ jednak jego zmodyfikowan± i rozszerzon± wersjê, nadaj±c mu nazwê MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...
Ta witryna wykorzystuje pliki cookies do przechowywania informacji na Twoim komputerze. Pliki cookies stosujemy w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczne na Twoim urządzeniu końcowym. W każdym momencie możesz dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w ustawieniach
przeglądarki. Więcej szczegółów w naszej Polityce Prywatności
"Polityce Prywatnosci".
[AkceptujÄ™ pliki cookies z tej strony]
Nie wiem czego potrzebuję i oczekuję pisząc ten wątek. Ale może coś wyniknie co pomoże mi siedzieć wieczorem "po" szczęśliwą a nie zestresowaną i napiętą jak napisałabym wanta no ale te zdecydowanie są bardziej wyluzowane ode mnie.
Patent robiłam jakies 20 lat temu. Potem długo, długo nic , jakieś 4 dni na Mazurach i jeden moment kiedy wzięłam sobie łódkę z samym grotem i bawiłam się sama na jakimś jeziorze dwie godziny.
Poza tym w ciągu ostatnich dwóch lat miałam koreptycje na Omedze (dwie godziny) i jakiejś kabinówce.
Nie wiem co ja sobie myślałam ale prawda jest taka, że dziesiejsze pływanie stresowało mnie okropnie.
Myslałam sobie wsiądę i pojade do innej miejscowości - nie ma żadnej możliwości by się udało.
Za pierwszym razem wsiadłam z moim mężem który o pływaniu wiedział jeszcze mniej niz ja - nie zapinalismy foka, na samym grocie. Ale kiedy przechyliło łódkę i zaczęliśmy iść ostro to sie tak przestraszyłam, że puściłam wszystko i żagiel i ster (nie no ster chyba trzymałam). w każdym razie zaparkowalismy dosyc łatwo ale serce mi biło w takim tempie, że myslę, że maratończycy tak nie mają na 38 kilometrze.
Potem wsiadłam z tatą które pojęcie jakies ma - już z fokiem - o dziwo z fokiem było łatwiej niż z samym grotem - ale łodka jest jak dla mnie szybka i jeioro - nie ma co ukrywac strasznie wiatr kręci i to nie jest moja opinia tylko wielu pływających tam (szczególnie serfingowców którzy znienacka znajdowali się w wodzie bo szło szło i się kończyło z nienacka).
Potem wsiadłąm znowu z mężem - duzo lepiej ale wszystko w takim napięciu - zero radości, zero upajania się - taka ciągła walka z materią.
Niby zwroty dobrze robię - komendy wszystkie ruchy znam ale jak płynęlismy szybciej to zamiast krzyknąć sobie iiiiihhhhaaa to odpadałam, luzowałam żagiel, ręce mi się trzęsły.
Mam wrażenie że jestem nie wiem za stara na adrenalinę (bez sensu nie ?) , taka niedouczona się czuję z drugiej strony kiedy biore jakiegoś obeznanego cżłowieka to mam wrażenie, że ja tylko trzymam rumpel i się niczego nie uczę i nic nie kontroluje nie wiem co robić bo robię tylko to co ktoś mi mówi.
Staram się pocieszać siebie - przypominac jak mi się słabo robiło jak wyprzedzałam tira albo jak miałam pojechac sama w pierwszą trasę i że każdemu początkującemu kierowcy mówię - tylko czas Cię nauczy tylko przejechane kilometry - ale to nie działa - siedziałąm w toalecie przed tym trzecim razem i myslałam " po jasny gwint Ci to przeciez się boisz i wcale nie chcesz znowu", a jak robilismy porządek i wiatr się wzmógł to zamiast się cieszyć patrzyłam z przerażeniem - chociaz większość prawidziwych żeglarzy to by tylko była przerażona że już się pakuje.
Dobra kończe bo mnie buja w głowie.
Jak nikt nie przybiegnie mnie pocieszyć to trudno (ale mi siadła samoocena) najwyżej się wyżaliłam.
edit - lit
Ten post edytował McJAGNA pon, 21 maj 2012 - 21:59
Nie wiem czego potrzebuję i oczekuję pisząc ten wątek. Ale może coś wyniknie co pomoże mi siedzieć wieczorem "po" szczęśliwą a nie zestresowaną i napiętą jak napisałabym wanta no ale te zdecydowanie są bardziej wyluzowane ode mnie.
Patent robiłam jakies 20 lat temu. Potem długo, długo nic , jakieś 4 dni na Mazurach i jeden moment kiedy wzięłam sobie łódkę z samym grotem i bawiłam się sama na jakimś jeziorze dwie godziny.
Poza tym w ciągu ostatnich dwóch lat miałam koreptycje na Omedze (dwie godziny) i jakiejś kabinówce.
Nie wiem co ja sobie myślałam ale prawda jest taka, że dziesiejsze pływanie stresowało mnie okropnie.
Myslałam sobie wsiądę i pojade do innej miejscowości - nie ma żadnej możliwości by się udało.
Za pierwszym razem wsiadłam z moim mężem który o pływaniu wiedział jeszcze mniej niz ja - nie zapinalismy foka, na samym grocie. Ale kiedy przechyliło łódkę i zaczęliśmy iść ostro to sie tak przestraszyłam, że puściłam wszystko i żagiel i ster (nie no ster chyba trzymałam). w każdym razie zaparkowalismy dosyc łatwo ale serce mi biło w takim tempie, że myslę, że maratończycy tak nie mają na 38 kilometrze.
Potem wsiadłam z tatą które pojęcie jakies ma - już z fokiem - o dziwo z fokiem było łatwiej niż z samym grotem - ale łodka jest jak dla mnie szybka i jeioro - nie ma co ukrywac strasznie wiatr kręci i to nie jest moja opinia tylko wielu pływających tam (szczególnie serfingowców którzy znienacka znajdowali się w wodzie bo szło szło i się kończyło z nienacka).
Potem wsiadłąm znowu z mężem - duzo lepiej ale wszystko w takim napięciu - zero radości, zero upajania się - taka ciągła walka z materią.
Niby zwroty dobrze robię - komendy wszystkie ruchy znam ale jak płynęlismy szybciej to zamiast krzyknąć sobie iiiiihhhhaaa to odpadałam, luzowałam żagiel, ręce mi się trzęsły.
Mam wrażenie że jestem nie wiem za stara na adrenalinę (bez sensu nie ?) , taka niedouczona się czuję z drugiej strony kiedy biore jakiegoś obeznanego cżłowieka to mam wrażenie, że ja tylko trzymam rumpel i się niczego nie uczę i nic nie kontroluje nie wiem co robić bo robię tylko to co ktoś mi mówi.
Staram się pocieszać siebie - przypominac jak mi się słabo robiło jak wyprzedzałam tira albo jak miałam pojechac sama w pierwszą trasę i że każdemu początkującemu kierowcy mówię - tylko czas Cię nauczy tylko przejechane kilometry - ale to nie działa - siedziałąm w toalecie przed tym trzecim razem i myslałam " po jasny gwint Ci to przeciez się boisz i wcale nie chcesz znowu", a jak robilismy porządek i wiatr się wzmógł to zamiast się cieszyć patrzyłam z przerażeniem - chociaz większość prawidziwych żeglarzy to by tylko była przerażona że już się pakuje.
Dobra kończe bo mnie buja w głowie.
Jak nikt nie przybiegnie mnie pocieszyć to trudno (ale mi siadła samoocena) najwyżej się wyżaliłam.