Wczoraj byłam z Młodym na badaniu. Nie dał się zbadać za nic. Jak tylko został dotknięty tym żelem - od razu był płacz i panika ogólna. Wchodziliśmy do gabinetu dwa razy. Na korytarzu szalał, bawił się. Po wejściu do gabinetu było ok, ale jak się go położyło do badania - panika.
Czy faktycznie dziecko musi leżeć do tego badania spokojnie? Płaczącego się zbadać nie da?
Fakt, faktem... lekarka przeprowadzająca badanie była jakaś oschła, bez podejścia do dzieci. Próbowała nawet Młodego zagadać, ale zupełnie bezskutecznie. Głównie to siedziała obok kozetki i łaskawie czekała, aż Adam się uspokoi. Ja robiłam co mogłam, ale nic to nie dało.
Tymczasem wcześniej EKG dał sobie wykonać bez najmniejszego problemu i to już kilkakrotnie. Leżał ciuchutko jak trusia. Ale faktycznie osoba, która przeprowadzała to badanie - ma podejście do dzieci. Tak zagaduje Młodego, że ten się nie zdąży niemal zorientować, że coś się dzieje. Poza tym w tym gabinecie są zabawki (nie za ciekawe, no ale SĄ) i one też przykuwają jego uwagę. No i tam chodziliśmy z Karolą, która to pierwsza zawsze była badana i Młody to widział. Może to też go uspokajało skoro zobaczył, że siostrze nic złego się nie dzieje.
Tu gdzie miał mieć robione echo z dziecięcych elementów były tylko trzy obrazki na ścianach... Rozglądałam się za czymkolwiek co mogłoby się mu spodobać, ale nie znalazłam. Dodam, że tam bada się tylko dzieci :/
Zapisałam Młodego na za miesiąc. Będzie druga próba. Szczerze mówiąc nie uśmiecha mi się jechać przez pół miasta, żeby się okazało, że on znowu nie da się dotknąć.
Zastanawiam się nad wykonaniem badania prywatnie (ale jeśli miałabym się już zdecydować to wolałabym iść gdzieś, gdzie wiem, że ktoś się Młodym zajmie jak trzeba, a nie mam pojęcia na tą chwilę gdzie by to mogło być).
--------------------
Zwróć swą twarz ku słońcu, a cień zostanie w tyle...