Mój Bartek bardzo kiepsko przeżył pierwszy dzień w przedszkolu (mimo braku histerii przy pożegnaniu, potem cały dzień siedział w oknie, popłakiwał i nic nie jadł
). Myślałam- przejdzie.
Nie wdawałam sie w długie pożegnania, tylko tłumaczyłam kto i w jakim punkcie dnia go odbierze.
Przyznaję, stałam pod drzwiami i słyszałam jak płacze, pochlipuje, ale odczekałam te kilka godzin pierwszego dnia (na szczęście można było odebrać dziecko przed leżakowaniem w pierwszym tygodniu).
To był pierwszy dzień. Kolejne również płaczliwe, dziecię wygłodzone
Potem powoli zaczął jeść, zaczął włączać się w zabaw. Co rano płakał rozpaczliwie, ale po jakimś czasie był to już tylko pokaz dla mnie, bo po wejściu do sali, gdy ja zniknęłam z horyzontu, płacz ustawał niemal momentalnie.
Takie pokazy płaczu uskuteczniał do lutego czy marca! Długo! Ale z przedszkola był zadowolony, wstawał rano i jechał bez oporów, tylko te "szopki" w szatni
Już jakiś czas nie płacze, ale próbuje i tak przedłużyć chwile w szatni. Nawet ociąga się z dawaniem buziaka, bo niby ma coś do powiedzenia. Mówi: "mamo, mamo, mamo.... yyyyy....., eeeee......." i zwykle nic nie przychodzi mu do głowy
Dlatego
Grzałko odruch "wrzucenia do sali i zamknięcia drzwi" jest skuteczniejszy w takich sytuacjach
Jak zaczęłam ignorować te "mamo, mamo..." mówiąc, powiesz mi po przedszkolu, teraz spieszę się bardzo do pracy", coraz częściej wchodzi co sali bez tych swoich kombinacji, chociaż dzisiaj na przykład wyleciał za mną z sali, wołając, że siku mu się chce!
Mój Bartek to typowy kombinator, manipulator, bardzo uparty i cierpliwy. Z paniami w przedszkolu też próbuje swoich sztuczek.
To był długi rok, i mam tylko nadzieję, że od września, po przerwie nie zacznie się na nowo