Oskar ma komputer od dawna (znaczy chyba od jakichś trzech lat...? Chyba nawet dłużej. Nie pamiętam). Najpierw miał rzęcha po nas, na którym naprawdę niewiele się dało zrobić. Większość gier nie odpalała na tym złomie. A niektóre miał fajne edukacyjne...
Pół roku temu dostał od Biologicznego kompa, nówkę sztukę. Nie pytałam, ile kafli za to dał
ale sądzę, ze coś koło tego, co piszesz. Wątpię, żeby mniej, bo komp jest dość wypasiony (w sensie parametrów, ja tam się nie znam, ale śmigają mu na tym wszystkie gry, szybki jest i w ogóle. Od mojego lapka na bank lepszy).
Nie sądzę, żeby kwota była demoralizująca, bo dzieci kwotę mają w odwłoku. Znaczy, Oskar wie, że toto drogie było - na tyle, że nas nie było stać na taki zakup - ale nie zna kwoty (ja też nie
). Biologiczny wykazał się też rozsądkiem i nie szastnął kasą/prezentem ot tak, tylko kupił kompa w ramach połączonego prezentu urodzinowo-gwiazdkowo-przyszłokomunijnego (tyle, że danego wcześniej, żeby Dzieć nie czekał roku do komunii).
Samo w sobie natomiast posiadanie kompa nie musi być z gruntu złe, pozostaje kwestia, jak będzie on wykorzystywany, a w przypadku Kuby jakoś jestem o to spokojna. Ja miałam wątpliwości odnośnie komputera, kiedy Młody był mały, miał te 5-6 lat i pozwalałam na pierwsze gierki. Jakieś tam dziecięce zręcznościowe. Bo z jednej strony wiesz, komputer, zło tego świata, diabeł drugi zaraz po telewizji.. a z drugiej strony mój Dziec z manualnymi problemami całkiem fajnie sobie rękę na myszce wyrobił, koordynację oko-ręka poprawił i jeszcze szybkość reakcji wyrobił. Rozmawiałam o tym z jego przedszkolną psycholog, która stwierdziła, że nie ma co schematem lecieć i pakować wszystkiego do jednego worka, bo bywają sytuacje, ze to, co generalnie szkodzi, komuś dobrze robi. Pamiętać jedynie o przestrodze kolegi Boya-Żeleńskiego, coby z ostrożna to, czego nie można