No ja juz po, ufff!
QUOTE(Gruszka @ Thu, 02 Sep 2010 - 15:45)
Kurde, jak Was tak czytam, to to moje przedszkole takie jakieś siermiężne i starodawne się wydaje - pani nie potrafiła wiele powiedzieć na temat poszczegolnych dzieci, bo przez jeden dzień nie nauczyła się wszystkich imion i nie kojarzyła imion z twarzą... nie dowiedziałam się nic nt. obiadu, toalety czy zachowania... a na zebraniu zostałam przegłosowana (jako jedna kontra 25 innych mam) na temat wychodzenia na dwór w kiepską, jesienną pogodę
i w ogóle ja to się tam czuje jak w fabryce... chodź niby nie ma się do czego przyczepić
Gruszka, to chyba nie jest kwestia przedszkole, a raczej samej pani. Mam podobnie.
Ale od poczatku:
Ewa doskonale wiedziala, gdzie dzis idzie, wiec nie nadawalismy specjalnie na ten temat. Od rana (trzeba bylo ja budzic) byla marudna, plakala o byle co, nie chciala, wstac, zjesc, ubrac sie. Chciala glownie na raczki. Poczym, jak powiedzielismy juz po ubraniu i uczesaniu, nie bez oporow, ze idziemy, to zapytala z nadzieja w glosie: idziemy do zlobka?
Sprostowalam, ze nie, ze do przedszkola, na co kategoryczie odmowila. Powiedzialam, ze nie ma wyjscia (to bylo juz zakomunikowane wczoraj), bo dzis mama i tatapracuja oboje. Wyszla z oporami, w ramionach tatusia. Prosila, zeby mocno ja przytulal, powiedzial, ze cala sie trzesi i rzeczywiscie... dotknelam ja, trzesla sie biedactwo jak lisc.
Przyszlismie specjalnie 10 min wczesniej, zeby nie zastac sali wypalnionej placzacymi dziecmi. Weszlismy do sali jako pierwsi i zagadalam zgodnie z sugestia Gruszki do Ewy, ze to jej pani Marie-Pierrre i ze ona jest mila i ze nie krzyczy. Powiedzialam Marie-Pierre, ze mowie do Ewy po Polsku i wlasnie jej tlumacze, ze pani jest mila inie krzyczy, bo... i tutaj wyjasnilam, ze Ewa miala bolkade, bo twierdzila, ze ktos na nia nakrzyczal. No i niestety dostalam odpowiedz, jakiej sie spodziewalam: "jesli ktos strofowal Ewe, to widocznie zrobila cos nie tak". Zrozumialam, ze mam doczynienia z osoba, ktore ja nazywam sztywno-umyslowe i nie ma co kontynuowac dyskusji na tym terenie.
Ewa na miejscu zobaczyla wszystkie nowiutkie zabawki i od razu poszla sie bawic. Po chwili wciagnela mnie do zabawy i za jej pomoca udalo jej sie zwerbalizowac swoje leki. "Zobacz, mama, samolot leci do przedszkola".
- Oj to swietnie. A nie boi sie?
- Nie. Moge porysowac?
- Oczywiscie. Moze narysujesz przedszkole?
- zobacz mama: to jest przedszkole.
- a gdzie Ewa?
- tam, chce grac w pilke.
- a Ewa jest zadowolona czy nie?
- Ewa jest niezadowolona, bo pani nie chce, zeby Ewa grala i krzyczy na Ewe.
- A Marie-Pierre? Gdzie ona jest?
- jest tam.
- a Marie Pierre jest dobra czy niedobra?
- dobra.
Uzylam rysunku jako pretekst, zeby zagadac znow do pani i pokazalam jej smiejac sie,z e ma pierwszy portret od Ewy. Ewa wytlumaczyla jej, co narysowala. Pani pochwalila rysunek, i powiedziala, ze jest bardzo dojrzaly jak na trzylatke.
Potem zasugerowala, ze moze rodzice mogliby powoli wychodzic.
Tata dal buzi, wyszedl bez problemu, a mama... "nie mama, nie wychodz, zostan ze mna, badziemy sie bawic plastelina!" Placz. Tlumacze: Ewa, mama musi pojsc do pracy. Ewa protestuje i zamierza rzucic sie na glebe. Mowie: Ewa, nie zachowuj sie jak dzidzia, jestes duza dziewczynka. Mama wroci, jak w zlobku, traz musi isc dopracy, zeby zarobic pienizki na jedzenie.
Ewa ku mojemu zdziwieniu nie rzucila sie na glebe, powiedziala pa pa i wrocila do plasteliny. Wyszlismy.
Jestem dumna i pelna wiary w moje dziecko, jednoczesnie troche rozczarowana ze ma tak stereotypowa pania, dla ktorej widocznie edukacja polega na robieniu tego, co mowia dorosli. Coz...grunt, zeby podobala sie Ewie, mi nie musi.
Tata odbiera ja o 16h30, oczywiscie zdam relacje.