CYTAT(Agnieszka AZJ @ Thu, 11 Oct 2012 - 20:08)
Rozumiem, że jak ma własny wątek, to tu można bezkarnie spojlerować ?
Dla mnie nie jest inna, jest ciut lepsza od kilku poprzednich, ale nadal to tylko cień dawnej Jeżycjady. Określiłabym ją jako autopołuczyny po "Noelce" i "Pulpecji" - bo też mamy Wigilię i ślub.
Czytając te książki, pamiętam, że nie jestem ich targetem i dlatego czepiam się mniej, niż "fani" (cudzysłów jak najbardziej na miejscu
) z forum gazetowego
Bliższa targetowi jest moja Ania, czytała po mnie, ale nie rozmawiałyśmy zanim nie przeczytała i jej sie podobało. Troche jak wizyta u dawno niewidzianych znajomych, których przyjmuje się "z dobrodziejstwem inwentarza" i nie zastanawia, czy to jak zyją, ma sens
Jedynym, co mi w tej książce zdecydowanie "zgrzyta" jest Ida i jej zachowanie wobec McDusi
Można to uznać za konsekwentne poprowadzenie postaci, bo Ida zawsze była do bólu bezpośrednia i mówiła to, co mysli. Ale dotychczas jednak zachowywała jakieś pozory dobrego wychowania
Dziwi mnie jednak takie odnoszenie się do gościa, w dodatku nieletniego i to, że nikt z rodziny nie próbował jej (nie bojmy sie tego słowa) chamstwa zatuszować.
Częściowo się podpiszę, nie czytając na razie kolejnych postów.
McDusia, to moim zdaniem najlepsza z "nowych" książek
Jeżycjady. Tak nazywam wszystkie części po
Kalamburce.
Zaczęłam ją czytać, bo zobaczyłam, jaki jest oddźwięk po premierze. W tym miesiącu krucho u nas z pieniędzy, więc zamierzałam ją kupić w przyszłym. Nie udało się, bo po Waszych komentarzach i tu i na fb poleciałam do księgarni i kupiłam ją. Pierwsze strony czytałam z drżeniem serca, zlękniona, że upadnie kolejny mit czy nawet mój prywatny archetyp.
Jeżycjada jest ze mną od zawsze, od 13 roku życia. Towarzyszyła mi w najtrudniejszych chwilach jak wierny przyjaciel i mimo wad akceptuje ją wciąż, i z czułością spoglądam na półkę, na której dumnie pręży cię całą seria. Ta książka nie rozczarowała mnie. Powiem przekornie, że dzięki Waszym komentarzom miło mnie zaskoczyła. Czytając ją, wróciłam do dawnych przyjaciół, ubrałam ciepłe kapcie dzieciństwa, okryłam się pledem bezpieczeństwa i napiłam się ożywczej, ciepłej herbatki. Mila i Ignacy to relikt dawnych czasów, pewien ich symbol, ale raczej zalet minionego okresu. Gabrysia, moja dawna przyjaciółka, mniej odważna, zlękniona, ale taka swojska. Żałuję, że nie zobaczyłam Nutrii, najbliższej mi w rodzinie Borejków osoby. Ida mnie też rozczarowała i jej syn. Józinek jest kreowany na przyszłego prawdziwego mężczyznę, ale chwilami wychodzi z niego chłystek i cham.
Musierowicz się zmieniła, ale świat wokół niej też. Są ludzie dobrzy, prawi, honorowi, są wartości, ale zagłuszane przez "nowy świat", chwilami okrutny, brutalny i bezpardonowy jak te podpite wyrostki. Książka mnie wzruszyła, chwilami rozśmieszyła, ale zasiała niepokój, który czaił się w każdym kącie mieszkania Borejków. Od połowy
McDusi miałam przeczucie, że zbliża się coś złego, że ktoś umrze i boję się o Gabrysię, bo ona nie dotarła do domu jeszcze. Martwię się o państwa Borejków i zasmuciła mnie bardzo śmierć Dmuchawca, który był niejako jądrem tek książki, jej filozofii, a także wzorem dla mnie.
Geralnie po przeczytaniu dławi mnie jakiś żal, tęsknota i wzruszenie, jak gdybym miała się pożegnać...