No wiesz, Lila, ale jeśli piszesz, że Twoja córka przegoni Twoją chrześnice w mowie (a widzę paseczek
) to mnie pusty śmiech ogarnia, poważnie. Moja starsza córka w wieku roku i 1 miesiąca nie mówiła kompletnie nic. Ba nie mówiła kompletnie nic przez kolejny rok. Pewnie trochę z przyczyn takich,l ze jak była z tatą to mieli porządek dnia a tata z nią nie rozmawiał, jak była z mamą, mama zgadywała jej potrzeby. Darła się w niebogłosy, jak nie dostawała tego, co chce.
w wieku 2 i pół musiała iść do przedszkola nadal nic nie mówiąc. Sorry, chyba w wakacje około 2 lat powiedziała swoje pierwsze zdanie: "baba api tu ciap, ciap", co oznaczało Basia tutaj myje ręce, ze wskazaniem na drzwi łazienki, a raczej z żądaniem, aby pozwolono jej pociapać się w w wodzie. Słowa tata nie używała w ogóle, miała dwie mamy
(co ciekawe antropologicznie, jak sądzę). A babacia to była "patsi" (babcia ma na imię Jolanta). Po miesiącu w przedszkolu mówiła pełnymi zdaniami i nigdy nie zasepleniła ani nic w ten deseń. I jeśli gravida znała jeden taki przypadek, to uważam, że przykład mojej Baski jest drugi. Myśmy doprowadzili do tego, że się nie komunikowała, jak musiała, to w ciągu tygodnia w przedszkolu odstawiła smoczek i zaczęła mówić. Po 2 miesiącach potrafiła zaspiewac piosenkę o chyba 7 zwrotkach. Dziś ma lat 13, może nie jest specjalnie błyskotliwa, ale np. gra na skrzypcach. Moje drugie dziecko mając 6 miesięcy mówiło mama, a potem zamilkło na 2 lata. teraz ma 8 lat i jeszcze niedawno zdarzało jej się spelenić. Ale potrafiła mimo spelenienia w wieku niespełna 7 lat próbowac się samodzielnie wypisać ze szkoły informując o tym wychowawczynię i trenera. Była tak przekonująca, że pani spotkawszy mnie obiecała przygotować ocenę dziecka do wypisu ze szkoły...
Ale pisze o tym dlatego, że Zuza była dla mnie dzieckiem, które mnie non stop niepokoiło. Nie brakiem mowy, tylko np. staniem na 4 łapach w wieku 4 miesięcy, sposobem poruszania się w wieku kiedy dzieci raczkują, kompletnym bezruchem w ciąży, a raczej zupełnie nienormalnymi ruchami. Pisze o tym dlatego, że wiem, że tak naprawdę matka głównie wie, czy coś jest nie tak, czy jest w porządku. Trzeba więc ufać intuicji osoby, która z dzieckiem jest najbliżej i od czasu jego życia wewnętrznego. Ja teraz mówię, że Zuza przyprawiała mnie o zawał kompletnym bezruchem w ciąży, żeby potem miec przygotowaną matkę do jej wszytkich "odpałów" póxniejszych (włącznie z wchodzeniem po rurze na dach patio na wakacjach przy użyciu tylko gołych rąk i nóg w wieku lat 4).
Zdumiona więc jestem próbą zaocznego - bez kontaktu z dzieckiem - diagnozowania go przez członków rodziny.
I podam ten przykłąd jeszcze raz (no cóż, moja szajba, że pamiętam wiele rzeczy sprzed 100 lat, powinnam pewnie być jakimś kronikarzem), jak swego czasu Adzia pisała, że jej wtedy chyba niewiele ponad roczna córka idąc peronem recytowała "lokomotywę". Aż mi się w głowie zakręciło. No bo moje starsze, dwa miesiące zresztą od ww dziecka
ani dudu. Ale moje dziecko układało puzzle z dwucyftową ilością elementów, kiedy tamto nie tykało się ich w ogóle (co zresztą rozumiem, bo sama puzzli nienawidzę
). A rozwojowo, należało już umiec te puzzelki układać. Jeszcze dodam, jak się już dorwałam i rozpisałam, że moja bliska koleżanka widziała, że z jej dzieckiem coś jest nie tak, na kolejnej wizycie w poradni usłyszała, np Państwo tacy inteligentni oboje, może blokujecie dziecko? Z dzieckiem było coś nie tak, ono chyba do dziś nie mówi, teraz ma 13 lub 14 lat, wtedy miało około 3. Oczywiście nie chcę powiedzieć, że matki się nigdy nie mylą, ale osobiście wierzę w instynkt, nadto zaś wiem, że moje dzieci w wieku 1,1 nie mówiły kompletnie nic, w wieku wskazanym przez gravide dalej nie mówiły kompletnie nic, nie miały żadnego zasobu słów. Obie są w miarę zdrowe
(i są w czołówkach klasowych jak chodzi o oceny) Ale nie ukrywam, że patrząc na zuzkę szukałam SI czy czegotam (nawet na forum), bo była "inna". Ale ona inna została. Czytam na forum o 6 latkach niegotowych do szkoły, a ona z tej szkoły przed 7 rokiem życia legalnie chciała się wypisać. A złośliwie rżnęła kupe w majty prawie do pójścia do przedszkola (w głowie mi się to nie chciało pomieścić, bo starsza w jej wieku od roku grzecznie na nocniku siedziała). I napisawszy to, żałuję, że nie zostanę matką większej ilości dzieci
. Bo to fajne patrzeć, jak się różnią. Mogłabym jeszcze opisać wszystkie inne znajome mi "anomalie". A już taką kwintesencją różności są dla mnie dzieci Silije, o których tylko czytam, bo ich nie znam, ale właśnie pokazują w taki ładny, jak Ona to pisze sposób różnorodność dzieci.