CYTAT(ejakubow1 @ Wed, 20 Jun 2007 - 00:24)
Witam wszystkich jestem tu po raz pierwszy
Oboje z mężem staramy się od 4lat o dzidziusia.Jestem po 2-ch inseminacjach (nieudanych).Oboje z mężem pragniemy mieć dzieci ,ale po tylu latach starań,jeżdżenia po lekarzach zaczyna brakować nam sił.Ja kocham dzieci i dzieci lgną do mnie , pomyślałam o tym , że moglibyśmy adoptować, jest tyle dzieci nieszczęśliwych w domach dziecka , w ośrodkach adopcyjnych.Jest tylko jeden problem, mój mąż nie chce o ty słyszeć.Zawsze kiedy zaczynam temat on się złości i niechce o tym mówić.Dlaczego tak jest.Znajomi mówią mi żebym odczekała jakiś czas i wróciła do tematu.
Jest mi siężko,każdy dzień,miesiąć to dlamnie wieczność.Co mam robić.Jeżeli ktoś miał podobną sytuację i w jakiś sposub rozwiązał ja to prosze o pomoc.
hmm...my facecie jesteśmy chyba dumniejsi od kobiet. Bez urazy ale chyba dla faceta ważniejsze jest by przedłyzyć ród. To jeszcze nie legenda...kiedyś ciąża nie była problemem. Kobiety zachodziły w ciążę częściej niz dziś a faceci byli zdrowsi. Dzisiaj w zasadzie teoretycznie wielu z nas jest też zdrowymi ludkami jednak nie mamy tych naszych pociech. Powiem szczerze że też przechodziłem przez okres wykluczający posiadanie dziecka z adopcji. U mnie jest trochę inaczej....o dziecko staramy się od ~czterech lat, a mamy po 31lat... jednak nasze starania skończyły się na tym że ja byłem na podstawowym badaniu nasienia (wyszło zadowalająco) i żona chodzi do ginekologa od tych czterech lat i ładuje w siebie coraz to mocniejsze leki....i nie bierzemy pod uwagę żadnych innych zabiegów w zasadzie to je przekonywałem żone (choć za bardzo nie musiałem) że dzieci czekają a ja sobie nie wyobrażam tych wszystkich cierpień które serwuje nam nieudolna medycyna no i tej nadziei...za każdym razem jest nowe "może się uda". My w między czasie tracimy mnóstwo pieniędzy, energi życie nam ucieka i jesteśmy coraz starsi...gdzie znajdziemy siły jak będziemy mieli po 35 czy 38 lat na maleństwo?
Potem były wielkie obawy czy poradze sobie z problemem przekazania maleństwu prawdy...że jest z adopcji...albo czy coś poczuje do maleństwa które mi ośrodek zaproponuje...a jeżeli odmówie czy podołam temu cierpieniu że odżuciłem...że mi się nie spodobało?
Im dłużej tkwie w tym wszystkim tym bardziej się boje.
Ale wiecie co???? Im dłużej ...im więcej "wymyślam" problemów jakie mnie spotkają tym bardziej przekonuje się że te wszystkie bolączki naprawdę przestają mieć dla mnie znaczenie. I coraz mniej się boję....to wszystko co mnie przerażało teraz mnie umacnia....terez już wiem że wszystko co mi do głowy przyjdzie co mi w ośrodku uzmysłowią to nie ważne...Dla mnie liczy się tylko dzidzia którą pragnę...którą chcę uczyć miłości i mądrości...wychować jak tylko potrafię i przygotować do zycia, bo wiem że u mnie będzie miało lepiej niż tam gdzie jego nie chcą...
Z żoną chcemy tylko by zdrowe było nic więcej się nie liczy...nawet chcemy się skontaktować z warszawski krajowym ośrodkiem czy i jaka jest możliwość adopcji zagranicznej...norodowość nie ma znaczenia.
Szkoda że tak mało o tym się rozmawia...problem jest naprawdę wielki...
Jesteśmy jeszcze przed pierwszą wizytą w ośrodku...nie powiem....strach jest wielki...choć bardziej mnie przeraża czas oczekiwania...
Więc moja droga nie odpuszczaj mężowi...męcz go cięgle jednak z umiarem tak jak on nie ma prawa ci tego "macieżyństwa" odmawiać tak ty nie masz prawa go do niczego zmuszać....życie to jeden wielki kompromis. Napewno poradzicie sobie tyle innej walki przed wami....Powodzenia!!
Ten post edytował tomek78 pon, 19 maj 2008 - 19:42