Ja wczoraj doświadczyłam faktu, że nie dość że w Kielcach drogo to jeszcze panują absurdalne przepisy.
Piotrka zapisałam na basen - na Orkę. Byliśmy w zeszłym tygodniu. Zostawiłam go i poszłam na kawę (bywał wcześniej z nami na basenie, lubił, podobało mu się), wracam a on ryczy tak potwornie, że się go uspokoić nie da.
Pojechaliśmy wczoraj na drugą lekcję, już w szatni mówił że się boi, ale poszedł. Nie chciał wejść do wody, umówił się ze mną że mam stać i patrzeć. No, to stoję i patrzę. I widzę, że się boi i zaczyna płakać, weszłam dalej na basen, żeby miał mnie przed oczami, a on chlipie, zaczęli przechodzić pod sznurem (muszą zanurzyć buzię) a mój już ryczy na całego. Aha, czyli wiem, o co chodzi: boi się zanurzyć buzię. Podeszłam, żeby go uspokoić, i wtedy lecą do mnie różni z obsługi i wrzeszczą, że mam wyjść, bla bla bla bo "oni mają tutaj piętnaścioro dzieci" (tekstu nie rozumiem). Piotrek ryczy, zabrałam go i poszłam.
IdÄ™ i siÄ™ pytam w kasie, czy:
- po pierwsze, czy mogę wejść z dzieckiem do basenu? Odp: Tak, może pani, ale musi sobie pani kupić bilet (10zł)
- po drugie, w związku z pierwszym: czy w takim razie mogę zrezygnować z zajęć i odzyskać resztę pieniędzy? Odp: nie, nie może pani odzyskać pieniędzy za następne już opłacone zajęcia.
Ostatecznie dogadałam się z kierownikiem, że jeśli zrezygnujemy z zajęć to nadpłatę możemy wypływać sami, albo przelać na konto kuzyna który pobiera lekcje i idzie mu lepiej niż mojemu synowi.
Kwestii mojej obecności na basenie nie dało się przeskoczyć: albo płacę dychę i udaję, że pływam na dużym basenie, albo ma mnie tam nie być.
--------------------