W okresie kleszczowym (czyli do wystąpienia silnych mrozów a potem - od ich ustąpienia) zabezpieczam psy preparatem pchło/kleszczowobójczym co miesiąc. Potem raz na dwa miesiące (zazwyczaj ochrona p/kleszczowa jest na miesiąc, ochrona p/pchelna na dwa).
AKA - ależ pchły są wszędzie, choćby na trawnikach. Na psie żeruje ok. 5 % tego dziadostwa, reszta zajmuje mieszkanie (np. larwy), wchodzą w dywany, tapicerkę, pościele, koce...
- tak, pies może się czuć gorzej, może mieć alergię na pchły, to cholerstwo przenosi też różne psie choroby, ale może go po prostu boleć i swędzieć
- tak, na psie żeruje ok 5% pcheł, reszta sobie bytuje w domu, mogą żyć bez żywiciela nawet 10 miesięcy (mam na myśli JEDNO porządne zassanie)
- tak, mogą gryźć człowieka, nie brzydzą się
- upierz wszystko, co da sie uprać, odkurz, co da się odkurzyć (jeśli to nie pomoże w zoologicznym kupisz preparat na pozbycie się dziadostwa z domu)
Na koniec dodam, że (pewnie nieświadomie - ludzie zawyczaj myślą, że jak nie jadą z psem do lasu czy na łąki to nie ma ryzyka) bardzo ryzykowałaś - wystarczy JEDEN zakażony kleszcz (a w mazowieckim jest ich multum) by pies zachrorował na babeszję. Koszt leczenia spory, szanse na wyleczenie takie sobie.
Nieważne, że pies nie biega po lesie - Korek wszystkie swoje kleszcze (z wyjątkiem JEDNEGO) złapał na warszawskich ulicach. Nawet tu na forum były przypadki odejścia psów z powodu babeszjozy Nie ryzykuj, do momentu silnych mrozów zakraplaj psa co miesąc (albo kup obrożę działającą nawet sześć miesięcy). Pchły to pestka (choć też mogą przenosić niebezpieczne dla psa choroby) przy babeszji, na którą pies może umrzeć.
Gdy zrobi się już zimno, możesz zakraplać psa co dwa miesiące.
Mam sporo znajomych, którzy twierdzą np. "mojego psa kleszcze się nie czepiają, całe wakacje nic nie złapał, poza tym nigdzie z nim nie jeździmy", niedawno jedni z nich stracili swojego psa (mimo, że bardzo o niego walczyli). Kleszcze więc wciąż atakują.
Ten post edytował Lutnia pią, 30 lis 2012 - 13:01