Czuję, że muszę to gdzieś opisać.
Dzieciątko straciłam 2 dni temu, był to ok.6 tc.
Nie mogłam uwierzyć widząc pozytywny test ciążowy. Serce podskoczyło mi do gardła ze szczęścia.
Czułam tkliwość piersi, ciągnięcie w podbrzuszu, miałam mdłości, telepało mnie jak nie zjadłam na czas...
Żartowałam, że do końca ciązy mogłabym się tak czuć.
W sobotę miałam usg, dopochwowe. Doktor mówił, że nic nie widzi, zresztą ja też nic nie widziałam. Mówił, że może ciąża zbyt młoda ale tknęło mnie złe przeczucie, bo i sprzęt dobry i 5tc. Dostałam skierowanie na beta hcg. Wróciliśmy do domu, wcześniej kupiłam warzywa, takie na które miałam ochotę, salatę, brokuły, itd... I na poprawę humoru fajne ciążowe dżinsy. Czułam się dobrze i nic się nie działo.
W niedzielę do wieczora było ok. Potem zauważyłam taki kremowy śluz, nie biały.
Następna wizyta w toalecie- brązowe plamienie. Następnie- różowy śluz z pasmami krwi. Wiedziałam że jest źle.
Telefon do gina.
W poniedziałek rano odbierałam receptę na duphaston, który od razu zażyłam i robię betę.
Mam jeszcze odrobinkę nadzieji, bo było tylko trochę brązowego brudzenia bez krwi.
Na porannym usg wciąż nic nie widać.
Wracamy do domu po badaniach, mam ciut nadzieję, bo nic nie boli i nic się nie dzieje.
Idę do toalety, brązowe brudzenia.
Wstaję... i wtedy... malinowe skrzepy i takie wątrobowe.
Już wiem, że to koniec.
Tak dzieje się do wieczora. Późnym wieczorem macica jakby trochę twardnieje, lecę do toalety- jasna krew i w momencie kiedy wstaję, czuję, że poleci jeszcze coś... podkładam szybko papier i... to był jakby człowieczek (embrion? zarodek?) na ten etap ciąży... takie o strukturze podobnej do gąsienicy, ze stożkowatym ogonkiem i poszerzone góry...
To było MOJE DZIECKO . Sylwia albo Wojtuś..............
Potem macica uspokoiła się, krwawienie stało się mniej obfite.
Nie umiem sobie z tym poradzić. Trzymają mnie przy życiu moi synkowie i mąż ale jest mi STRASZNIE CIĘŻKO.
Zastanawiam się, jakie by miało włoski, oczki, do kogo byłoby podobne, co by lubiło...
Nie umiem poradzić sobie ze łzami, bólem i pytaniem "dlaczego"
Mam 2 testy. Podpisałam je. Zachowam na pamiątkę. Drugi pochowam, tak pochowam. Moje dziecko musi mieć gdzieś swoje spokojne miejsce do spania i czekania na zmartwychwstanie. Wierzę, że gdy zostanie wskrzeszone, podejdzie do mnie i przedstawi się i powie "wiem, że to ty jesteś moją Mamusią"...
Łączę się w bólu z mamusiami, które straciły swoje dzieciątka.
Mocno was przytulam kochane.
I nie wiem jak przeżyję październik, zwłaszcza tak ok połowy - 14.10.2010- wtedy minie nasza 10 rocznica ślubu a dzidzia miała przyjść na świat między 11 a 20 października.
Ten post edytował agawhite śro, 24 lut 2010 - 18:49