Aktualno¶ci

12 tysiêcy dodatkowych miejsc w ¿³obkach!

12 tysiêcy dodatkowych miejsc w ¿³obkach!

Rz±d postanowi³ kontynuowaæ program Maluch, zapocz±tkowany w 2011, zaproponowa³ jednak jego zmodyfikowan± i rozszerzon± wersjê, nadaj±c mu nazwê MALUCH plus. Program MRPiPS "Maluch plus" na 2017 r...

Czytaj wiêcej >

Maluchy.pl logo

Witaj Gościu ( Zaloguj | Rejestruj )

Start new topic Reply to this topic
Start new topic Reply to this topic
11 Stron V  « poprzednia 8 9 10 11 nastÄ™pna  

Jak nasze dzieciaczki przychodziły na świat......

> 
Cassie
czw, 25 wrz 2008 - 12:22
No i ja coÅ› napiszÄ™.
Rodziłam prawie dwa lata temu w grudniu.
Na oddział zostałam przyjęta 6 dni po terminie, 0 skurczy tylko zaczęły mnie dręczyć myśli że coś się złego dzieje małemu. Coraz mniej odczuwałam jego kopnięcia. Na oddział zostałam przyjęta o 8 rano a piersze badanie miałam dopiero o 21! Totalna olewka. Dostałam obiad ale kolacji mi nie dali bo zapomnieli że na sali obok porodówki jest nowa przyjęta. Dobrze że miałam zapas jedzenia. Bo badaniu oczywiście stierdzenie nie ma rozwarica nic nie robimy. Po porannym obchodzie ordynator się zlitował i następnego dnia wzięli mnie na Oxy. Lewatywę zrobiła mi jakaś mało doświadczona pielęgniarka i wspominam to bardzo kiepsko, o mało nie zemdlałam z bólu jak mi wprowadzała rurkę w tyłek. Oczywiście po 45minutach mnie odłączyli od Oxy bo nic się nie dzieje ja na to jak się może cokolwiek dziać jak jeszcze pewnie nawet kroplówka nie zaczęła działać. Byłam bardzo bardzo zła.
Dwa dni później w nocy zaczęłam krwawić, co chwilę skurcze i bieganie do wc. O 6 przyszła pielęgniarka i dostalam zastrzyk na wywołanie w tyłek. Kolejna lewatywa tym razem łagodniejsza i na porodówkę. I znowu leże z kroplówka i nic, małe skurcze. Lekarz przychodzi z tekstem "Odłączamy". Na całe szczęście położna wbiła mi kolejne dwa zastrzyki i zrobiła masaż szyjki macicy (nie polecam nikomu). Ból jak ... Przebiła mi pęcherz płodowy. I znowu dwa zastrzyki w tyłek. Bardzo obolała byłam po tym. Najgorsze że od początku ciąży miałam bóle w kręgosłupie które nasiliły się podczas porodu. Mąż mnie masował albo pielęgniarka na zmianę. Ten ból był niedozniesienia.
W końcu po 8 godzianch walki usłyszałam widać już włoski. Nacięcie czułam bardzo bo nie zrobili mi go na pełnym skurczu tylko już jak się kończył. Między skurczami usypiałam, nie mogłam złapać powietrza. Dostałam butlę tlenową pod nos i mąż pod nieobecność pielęgniarki mi ją na maximum rozkręcił. Ciągle słyszałam jeszcze trochę, jeszczę trochę nie zasypiaj. W końcu po porządnym parci synuś się urodził. Gdy położyli mi go na brzuchu zapomniałam o całym bólu i o tym co musiałam przejść. Dostałam głupiego jaśka i wszystko było mi już obojętne. Urodziłam 9 dni po terminie. Może opis tego porodu nie brzmi zbyt wesoło ale dało się przeżyć. Mążspisał się na medal i w nagrodę mógł przeciąć pępowinę.
Teraz jestem w 13tc i w zasadzie wiem co mnie czeka, ale gdy czytam te posty i przypomniałam sobie mój poród pisząc go teraz zaczynam oczuwać strach. Ale wiem że to ból zapomniany i dziecko przy piersi to największa nagroda.

Powodzenia dziewczyny.
Cassie


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 4,719
Dołączył: śro, 23 lip 08 - 17:29
SkÄ…d: ---
Nr użytkownika: 20,848




post czw, 25 wrz 2008 - 12:22
Post #181

No i ja coÅ› napiszÄ™.
Rodziłam prawie dwa lata temu w grudniu.
Na oddział zostałam przyjęta 6 dni po terminie, 0 skurczy tylko zaczęły mnie dręczyć myśli że coś się złego dzieje małemu. Coraz mniej odczuwałam jego kopnięcia. Na oddział zostałam przyjęta o 8 rano a piersze badanie miałam dopiero o 21! Totalna olewka. Dostałam obiad ale kolacji mi nie dali bo zapomnieli że na sali obok porodówki jest nowa przyjęta. Dobrze że miałam zapas jedzenia. Bo badaniu oczywiście stierdzenie nie ma rozwarica nic nie robimy. Po porannym obchodzie ordynator się zlitował i następnego dnia wzięli mnie na Oxy. Lewatywę zrobiła mi jakaś mało doświadczona pielęgniarka i wspominam to bardzo kiepsko, o mało nie zemdlałam z bólu jak mi wprowadzała rurkę w tyłek. Oczywiście po 45minutach mnie odłączyli od Oxy bo nic się nie dzieje ja na to jak się może cokolwiek dziać jak jeszcze pewnie nawet kroplówka nie zaczęła działać. Byłam bardzo bardzo zła.
Dwa dni później w nocy zaczęłam krwawić, co chwilę skurcze i bieganie do wc. O 6 przyszła pielęgniarka i dostalam zastrzyk na wywołanie w tyłek. Kolejna lewatywa tym razem łagodniejsza i na porodówkę. I znowu leże z kroplówka i nic, małe skurcze. Lekarz przychodzi z tekstem "Odłączamy". Na całe szczęście położna wbiła mi kolejne dwa zastrzyki i zrobiła masaż szyjki macicy (nie polecam nikomu). Ból jak ... Przebiła mi pęcherz płodowy. I znowu dwa zastrzyki w tyłek. Bardzo obolała byłam po tym. Najgorsze że od początku ciąży miałam bóle w kręgosłupie które nasiliły się podczas porodu. Mąż mnie masował albo pielęgniarka na zmianę. Ten ból był niedozniesienia.
W końcu po 8 godzianch walki usłyszałam widać już włoski. Nacięcie czułam bardzo bo nie zrobili mi go na pełnym skurczu tylko już jak się kończył. Między skurczami usypiałam, nie mogłam złapać powietrza. Dostałam butlę tlenową pod nos i mąż pod nieobecność pielęgniarki mi ją na maximum rozkręcił. Ciągle słyszałam jeszcze trochę, jeszczę trochę nie zasypiaj. W końcu po porządnym parci synuś się urodził. Gdy położyli mi go na brzuchu zapomniałam o całym bólu i o tym co musiałam przejść. Dostałam głupiego jaśka i wszystko było mi już obojętne. Urodziłam 9 dni po terminie. Może opis tego porodu nie brzmi zbyt wesoło ale dało się przeżyć. Mążspisał się na medal i w nagrodę mógł przeciąć pępowinę.
Teraz jestem w 13tc i w zasadzie wiem co mnie czeka, ale gdy czytam te posty i przypomniałam sobie mój poród pisząc go teraz zaczynam oczuwać strach. Ale wiem że to ból zapomniany i dziecko przy piersi to największa nagroda.

Powodzenia dziewczyny.

--------------------



Lipopa
czw, 25 wrz 2008 - 14:26
Cassie - Twój opis to niemalże horror 37.gif a opieka medyczna - szkoda gadać.. u mnie aż tak tragicznie nie było - ale może dlatego, że trafiłam na dyżur mojego gina do którego prywatnie chodziłam no i wody mi odeszły... "jedynie" przeżyłam skórcze wywoływane oxy a rozwarcia było brak - strasznie powoli mój organizm się rozkręcał - nawet na wspomaganiu - mam nadzieję, że tym razem zostanie nam to wynagrodzone i będzie niemalże jak na filmach - 2godz i już przytul.gif
Lipopa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 3,561
Dołączył: czw, 31 lip 08 - 22:01
Nr użytkownika: 20,974




post czw, 25 wrz 2008 - 14:26
Post #182

Cassie - Twój opis to niemalże horror 37.gif a opieka medyczna - szkoda gadać.. u mnie aż tak tragicznie nie było - ale może dlatego, że trafiłam na dyżur mojego gina do którego prywatnie chodziłam no i wody mi odeszły... "jedynie" przeżyłam skórcze wywoływane oxy a rozwarcia było brak - strasznie powoli mój organizm się rozkręcał - nawet na wspomaganiu - mam nadzieję, że tym razem zostanie nam to wynagrodzone i będzie niemalże jak na filmach - 2godz i już przytul.gif
helvetia
czw, 25 wrz 2008 - 15:06
ja cala ciaze przejechalam na lekach na podtrzymanie, w sumie 4 miesiace spedzilam w szpitalu. teramin mialam na 14 lutego icon_smile.gif, 13 lutego w nocy zobaczylam krew icon_biggrin.gif,a ze to moja pierwsza ciaza, pognalam do szpitala, przyjeli meni na blok porodowy, przyszedl lekarz i pwoiedzial,ze nie ma rozwarcia(to bylo 13 w nocy), 14 o 17 przeniesli menina oddzial patologii ciazy, codziennie ktg, usg, badanie i nic zerowe rozawarcie. w nocy z 17 na 18 dostalam boli krzyzowych... nic fajngo:/ 18 meni wzieli na wywolywanie porodu, wladowali we mnei dwie strzykawy ocytoksyny i nic, zerowa czynnosc skurcvzowa macicy, bole coraz silniejsze, 19 rano, po nieprzespanej nocy na obchodzie, neiprzytomna ze zmeczenia powiedzialam lekarzowi,ze chyba pwoinni mi cesarke zrobic, a on: ze tu nei ameryka ui cesarek na zyczenie nie ma, o 14 zabrali mnei na porodowy, bo mialam rozwarcie na 8 cm... o 17:50 bylo po wszystkim. polozyli mi dziecko na brzuchu i juz mnei nic nie bolalo, nie bylam zmeczona, a Tycjan zlozyl usta w taki dziubek jak do calowania icon_smile.gif mimo krwi, chamskiego lekarza, bolu, to byla najpeikniejsza chwila w moim zyciu icon_smile.gif
pozdrawiam mamusie, ktore szykuja sie na ten wielki dzien.
helvetia


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 489
Dołączył: nie, 20 lip 08 - 13:08
Skąd: Poznań
Nr użytkownika: 20,794

GG:


post czw, 25 wrz 2008 - 15:06
Post #183

ja cala ciaze przejechalam na lekach na podtrzymanie, w sumie 4 miesiace spedzilam w szpitalu. teramin mialam na 14 lutego icon_smile.gif, 13 lutego w nocy zobaczylam krew icon_biggrin.gif,a ze to moja pierwsza ciaza, pognalam do szpitala, przyjeli meni na blok porodowy, przyszedl lekarz i pwoiedzial,ze nie ma rozwarcia(to bylo 13 w nocy), 14 o 17 przeniesli menina oddzial patologii ciazy, codziennie ktg, usg, badanie i nic zerowe rozawarcie. w nocy z 17 na 18 dostalam boli krzyzowych... nic fajngo:/ 18 meni wzieli na wywolywanie porodu, wladowali we mnei dwie strzykawy ocytoksyny i nic, zerowa czynnosc skurcvzowa macicy, bole coraz silniejsze, 19 rano, po nieprzespanej nocy na obchodzie, neiprzytomna ze zmeczenia powiedzialam lekarzowi,ze chyba pwoinni mi cesarke zrobic, a on: ze tu nei ameryka ui cesarek na zyczenie nie ma, o 14 zabrali mnei na porodowy, bo mialam rozwarcie na 8 cm... o 17:50 bylo po wszystkim. polozyli mi dziecko na brzuchu i juz mnei nic nie bolalo, nie bylam zmeczona, a Tycjan zlozyl usta w taki dziubek jak do calowania icon_smile.gif mimo krwi, chamskiego lekarza, bolu, to byla najpeikniejsza chwila w moim zyciu icon_smile.gif
pozdrawiam mamusie, ktore szykuja sie na ten wielki dzien.

--------------------
Eliszka
wto, 04 sie 2009 - 13:56
Wiedziałam, że ten wątek gdzieś był icon_smile.gif
Eliszka


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 4,973
Dołączył: wto, 20 lut 07 - 20:02
SkÄ…d: ...
Nr użytkownika: 11,277

GG:


post wto, 04 sie 2009 - 13:56
Post #184

Wiedziałam, że ten wątek gdzieś był icon_smile.gif

--------------------

Eliszka,
Jan Kornel



i Hanna Faustyna

agrafkaa
pon, 07 gru 2009 - 16:23
podbijam wątek bo uważam że ciekawy dla mamusiek na końcówce
agrafkaa


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 3,817
Dołączył: nie, 15 lut 09 - 17:10
SkÄ…d: mazowieckie
Nr użytkownika: 25,489

GG:


post pon, 07 gru 2009 - 16:23
Post #185

podbijam wątek bo uważam że ciekawy dla mamusiek na końcówce

--------------------



Uśmiech kosztuje mniej od elektryczności,a daje więcej światła
Ma.
wto, 08 gru 2009 - 10:47
To moze i ja....

Pewnego wieczoru(19.02.2008) polozylam sie spac, z racji tego ze brzucholek byl juz duuuzyy nie moglam znalezc sobie odpowiedniej pozycji, nie moglam zasnac.
Jakos tak dziwnie sie czulam od czasu do czasu, na poczatku nawet nie pomyslalm, ze to TO. Po jakim czasie zorientowalam sie, ze to dziwaczne uczucie pojawia sie z okreslona czestotliwosci, mianowicie co 8 minut. Jednak dalej sobie spokojnie lezalam, myslac ze chyba cos mi soe wydaje (termin mialam na 29.02). W penym momencie poczulam, ze jakos tak zrobilo mi sie mokro...nawet pomyslalam, ze sie usikalam 29.gif , polecialam wiec do toalety zeby zrobic siku, no i tak sikam i sikam i sikam, a to leci i leci...wiec wtdy pomyslalam, ze cos chyba sie dzieje.
Obudzialam mame, ta zaczela biegac po calym domu i panikowac, hmm moja kochana mamusia....
Na szczescie torbr mialam spakowana. Brat zadzwonil po kolege i przed godzina 12 w nocy znalazlam sie na porodowce. W izbie przyjec pani doktor mnie zbadala i wyslala na pietro. Tam trafilam na porodowke. Ja i jeszcze jedna dzieczyna. Przebralam sie w koszule nocna i wyladowalam na wielgarnym lozku. O ile latwo bylo na nie wejsc i zejsc kiedy bol nie byl duzy, o tyle przy silnych skurczach byl to dla mnie (165cm wz) nielada wyczyn. Pani pielegniarka podlaczyla ktg, zgasila swiatlo i kazala nam isc spac 29.gif
Na poczatku bylo ok, choc czas dluuuuzyl sie niemilosiernie. Po kilku godzinach podlaczyli mi oksytocyne. Jednak wcale szybko nie dzialala(dostalam ja o 5rano, a Mlody wylazl o 14.50). Ojj co to byl za bol....sama nie wiedzialam co ze soba zrobic, lazilam co chwile pod prysznic. Pozniej dostalam pilke, niestety moje lozko bylo ulokowane w tak niefartnym miejscu, ze ciagle ktos przestawial mnie z miejsca na miejsce 21.gif
Kiedy bol byl juz tak silny, ze nie dalam rady, poprostu plakalam. Mimo wszystko staram sie kontrolowac oddech, by nie zaszkodzic maluszkowi. Miedzy skurczami, poprostu zasypialam ze zmeczenia....
Na szczesie mialam kochana pania polozna...Chwala jej za to, ze to na nia trafilam.
Ma.


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 3,238
Dołączył: śro, 11 lut 09 - 14:44
SkÄ…d: swietokrzyskie
Nr użytkownika: 25,402

GG:


post wto, 08 gru 2009 - 10:47
Post #186

To moze i ja....

Pewnego wieczoru(19.02.2008) polozylam sie spac, z racji tego ze brzucholek byl juz duuuzyy nie moglam znalezc sobie odpowiedniej pozycji, nie moglam zasnac.
Jakos tak dziwnie sie czulam od czasu do czasu, na poczatku nawet nie pomyslalm, ze to TO. Po jakim czasie zorientowalam sie, ze to dziwaczne uczucie pojawia sie z okreslona czestotliwosci, mianowicie co 8 minut. Jednak dalej sobie spokojnie lezalam, myslac ze chyba cos mi soe wydaje (termin mialam na 29.02). W penym momencie poczulam, ze jakos tak zrobilo mi sie mokro...nawet pomyslalam, ze sie usikalam 29.gif , polecialam wiec do toalety zeby zrobic siku, no i tak sikam i sikam i sikam, a to leci i leci...wiec wtdy pomyslalam, ze cos chyba sie dzieje.
Obudzialam mame, ta zaczela biegac po calym domu i panikowac, hmm moja kochana mamusia....
Na szczescie torbr mialam spakowana. Brat zadzwonil po kolege i przed godzina 12 w nocy znalazlam sie na porodowce. W izbie przyjec pani doktor mnie zbadala i wyslala na pietro. Tam trafilam na porodowke. Ja i jeszcze jedna dzieczyna. Przebralam sie w koszule nocna i wyladowalam na wielgarnym lozku. O ile latwo bylo na nie wejsc i zejsc kiedy bol nie byl duzy, o tyle przy silnych skurczach byl to dla mnie (165cm wz) nielada wyczyn. Pani pielegniarka podlaczyla ktg, zgasila swiatlo i kazala nam isc spac 29.gif
Na poczatku bylo ok, choc czas dluuuuzyl sie niemilosiernie. Po kilku godzinach podlaczyli mi oksytocyne. Jednak wcale szybko nie dzialala(dostalam ja o 5rano, a Mlody wylazl o 14.50). Ojj co to byl za bol....sama nie wiedzialam co ze soba zrobic, lazilam co chwile pod prysznic. Pozniej dostalam pilke, niestety moje lozko bylo ulokowane w tak niefartnym miejscu, ze ciagle ktos przestawial mnie z miejsca na miejsce 21.gif
Kiedy bol byl juz tak silny, ze nie dalam rady, poprostu plakalam. Mimo wszystko staram sie kontrolowac oddech, by nie zaszkodzic maluszkowi. Miedzy skurczami, poprostu zasypialam ze zmeczenia....
Na szczesie mialam kochana pania polozna...Chwala jej za to, ze to na nia trafilam.
LilySnape
śro, 09 gru 2009 - 14:11
Kiedy to było... 37.gif

Lekarz zdecydował o cesarce. W pewien piękny poniedziałek przychodzę na wizytę, a on mi mówi, że wyznacza termin na piątek - szyjka się skraca. zaskoczyłam się, bo byłam w 37 tygodniu ciąży. Zaplanował cc na początek 38-go tygodnia. Polecił przyjechać dzień wcześniej wieczorem.

To był kosmos, niezapomniane przeżycie i coś pięknego. jechałam z takim poczuciem, że moje życie ogromnie się zmieni. Był ciepły, majowy wieczór. Ku mojemu zdziwieniu nawet się specjalnie nie bałam - w sumie ostatnie tygodnie dały mi w kość icon_wink.gif

Porobili badania, trwało to do pólnocy praktycznie, potem z 5 godz. snu i wcześnie rano pobudka, KTG, lewatywa (nic strasznego, jak się okazało) i na salę. Mąż pod salą.

Samo wkłucie w kręgosłup - luz, nic nie poczułam. Nie było się czego bać, ale ze strachu nie mogłam wydusić z siebie słowa, założyli mi maskę z tlenem 06.gif bo nie wiedzieli, co jest grane. lekarze włączyli radio, jeden podśpiewywał "Come on baby, light my fire" icon_biggrin.gif , a anestezjolog mnie uspokajała icon_smile.gif

Mały, gdy się urodził, został na chwilę położony u mnie na brzuchu, potem zabrany do badań. Po ok. pół godz. przywieziono go na salę i już ze mną i z mężem został (miałam opłacony pokój pojedynczy z dostawką, więc byliśmy przez 5 dni w szpitalu w trójkę). Matko, wgapiałam się w niego albo słuchałam tych słodkich dżwięków niemowlaka - mało płakał (potem odrobił to z nawiązką, bo miał kolki icon_wink.gif )

W sumie - bajka (oprócz pierwszych 3-ch dni silnych bóli po cc, 2-gi dzień był najgorszy, wyć z bólu mi się chciało przy wstawaniu z łóżka, a najgorzej było, jak się raz trochę potknęłam... Ketonal dożylnie też jest okropnym przeżyciem, czułam, jakby mi się ręka paliła żywcem). Ale, że nie cierpię mieć brudnych włosów, udało mi się je 2-go dnia umyć 06.gif

Ten post edytował LilySnape śro, 09 gru 2009 - 14:14
LilySnape


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 5,600
Dołączył: śro, 23 sie 06 - 14:56
SkÄ…d: z Marcinkowa ;)
Nr użytkownika: 7,163




post śro, 09 gru 2009 - 14:11
Post #187

Kiedy to było... 37.gif

Lekarz zdecydował o cesarce. W pewien piękny poniedziałek przychodzę na wizytę, a on mi mówi, że wyznacza termin na piątek - szyjka się skraca. zaskoczyłam się, bo byłam w 37 tygodniu ciąży. Zaplanował cc na początek 38-go tygodnia. Polecił przyjechać dzień wcześniej wieczorem.

To był kosmos, niezapomniane przeżycie i coś pięknego. jechałam z takim poczuciem, że moje życie ogromnie się zmieni. Był ciepły, majowy wieczór. Ku mojemu zdziwieniu nawet się specjalnie nie bałam - w sumie ostatnie tygodnie dały mi w kość icon_wink.gif

Porobili badania, trwało to do pólnocy praktycznie, potem z 5 godz. snu i wcześnie rano pobudka, KTG, lewatywa (nic strasznego, jak się okazało) i na salę. Mąż pod salą.

Samo wkłucie w kręgosłup - luz, nic nie poczułam. Nie było się czego bać, ale ze strachu nie mogłam wydusić z siebie słowa, założyli mi maskę z tlenem 06.gif bo nie wiedzieli, co jest grane. lekarze włączyli radio, jeden podśpiewywał "Come on baby, light my fire" icon_biggrin.gif , a anestezjolog mnie uspokajała icon_smile.gif

Mały, gdy się urodził, został na chwilę położony u mnie na brzuchu, potem zabrany do badań. Po ok. pół godz. przywieziono go na salę i już ze mną i z mężem został (miałam opłacony pokój pojedynczy z dostawką, więc byliśmy przez 5 dni w szpitalu w trójkę). Matko, wgapiałam się w niego albo słuchałam tych słodkich dżwięków niemowlaka - mało płakał (potem odrobił to z nawiązką, bo miał kolki icon_wink.gif )

W sumie - bajka (oprócz pierwszych 3-ch dni silnych bóli po cc, 2-gi dzień był najgorszy, wyć z bólu mi się chciało przy wstawaniu z łóżka, a najgorzej było, jak się raz trochę potknęłam... Ketonal dożylnie też jest okropnym przeżyciem, czułam, jakby mi się ręka paliła żywcem). Ale, że nie cierpię mieć brudnych włosów, udało mi się je 2-go dnia umyć 06.gif

--------------------
Marcin, 25.05.2007
edziola
śro, 16 gru 2009 - 14:22
ja moze o moim porodzie nie bede pisala bo nie nalezal do ciekawych hehe bylo bardzo ciezko i moze dlatego teraz jestem strasznie przerazona drugim porodem ale sie naczytalam i mam nadzieje ze ten bedzie o wiele spokojniejszy

wiem ze bol przy porodzie jest do wytrzymania i szybko sie o nim zapomina a jest o wiele lagodniejszy kiedy wszystko dzieje sie naturalnie a nie tak ja to zrobilam ze sama sobie bole wywolalam i parlam wtedy kiedy jeszcze boli partych nie mialam a skurcze ucichly

teraz wiem ze bede cierpliwie czekala az akcja rozwinie sie samoistnie
edziola


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 789
Dołączył: sob, 17 paź 09 - 14:13
SkÄ…d: lubin
Nr użytkownika: 29,620




post śro, 16 gru 2009 - 14:22
Post #188

ja moze o moim porodzie nie bede pisala bo nie nalezal do ciekawych hehe bylo bardzo ciezko i moze dlatego teraz jestem strasznie przerazona drugim porodem ale sie naczytalam i mam nadzieje ze ten bedzie o wiele spokojniejszy

wiem ze bol przy porodzie jest do wytrzymania i szybko sie o nim zapomina a jest o wiele lagodniejszy kiedy wszystko dzieje sie naturalnie a nie tak ja to zrobilam ze sama sobie bole wywolalam i parlam wtedy kiedy jeszcze boli partych nie mialam a skurcze ucichly

teraz wiem ze bede cierpliwie czekala az akcja rozwinie sie samoistnie

--------------------
Ma?a ksi??niczka mamusi :*

[color=#00BFFF]I nasz wyczekiwany ksi??e :*

3 MIESI?CE I PIERWSZY Z?BEK

W ?yciu nie ma GAME OVER jest tylko NEXT LEVEL
kóska
sob, 19 gru 2009 - 18:46
Wątek ciekawy i ciągle żywy icon_smile.gif

Ogólnie ciążę zniosłam bardzo dobrze, pracowałam do samego końca, czułam się świetnie. Ostatni miesiąc nie należał do rewelacyjnych, gdyż Córcia uciskała główką i gmerała paluszkami... oprócz tego strasznie kopała.

Dwa tygodnie przed terminem porodu lekarz stwierdził, iż nie dotrwam do końca, że powinnam się pakować i czekać na skurcze. Bałam się strasznie, nie wiedziałam czego się spodziewać i jak psychicznie przygotować. Okazało się jednak, że 20 sierpnia nadal byłam w ciąży, a Natce wcale się nie spieszy do wyjścia. Na KTG, w szpitalu spotkałam znajomą lekarkę, która zaprosiła mnie dnia następnego na poród.

Do szpitala przyszłam o 9 rano. Akurat trafiłam na zwariowany dzień, mnóstwo rodzących, brak miejsc. Przyjęto mnie na patologię ciąży i tam przetrzymano do 11 rano. Zrobiono wszystkie badania, lewatywę, założono welfron. O 11 zeszłam na dół, na przed porodówkę, gdzie podłączono mi oksytocynę. Skurcze poczułam dopiero o godzinie 13, kiedy przebito mi worek owodniowy. Słabe. O 14 dostałam znieczulenie zewnątrzoponowe, które według mnie działało do 15:30. Przed 16 zaczął się prawdziwy koszmar. Trwał jednak krótko. Przed ostatnią fazą porodu kazano mi pójść do toalety, skąd szybko mnie zwołano na salę. Zdążyłam wrócić i zaczęłam przeć. O 16:15 urodziła się zdrowa Natalka.

Po porodzie umieszczono Nas na korytarzu, gdzie znajdowało się już wiele innych kobiet. Jednak dla mnie liczyła się jedynie Córcia. Prawdą jest, że o bólach zapomina się bardzo szybko. Przejścia związane z porodem oraz opieką medyczną stają się mało ważne. Powiem tylko, że następny poród w innym szpitalu icon_smile.gif
kóska


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2
Dołączył: pią, 18 gru 09 - 16:37
SkÄ…d: Warszawa
Nr użytkownika: 30,703




post sob, 19 gru 2009 - 18:46
Post #189

Wątek ciekawy i ciągle żywy icon_smile.gif

Ogólnie ciążę zniosłam bardzo dobrze, pracowałam do samego końca, czułam się świetnie. Ostatni miesiąc nie należał do rewelacyjnych, gdyż Córcia uciskała główką i gmerała paluszkami... oprócz tego strasznie kopała.

Dwa tygodnie przed terminem porodu lekarz stwierdził, iż nie dotrwam do końca, że powinnam się pakować i czekać na skurcze. Bałam się strasznie, nie wiedziałam czego się spodziewać i jak psychicznie przygotować. Okazało się jednak, że 20 sierpnia nadal byłam w ciąży, a Natce wcale się nie spieszy do wyjścia. Na KTG, w szpitalu spotkałam znajomą lekarkę, która zaprosiła mnie dnia następnego na poród.

Do szpitala przyszłam o 9 rano. Akurat trafiłam na zwariowany dzień, mnóstwo rodzących, brak miejsc. Przyjęto mnie na patologię ciąży i tam przetrzymano do 11 rano. Zrobiono wszystkie badania, lewatywę, założono welfron. O 11 zeszłam na dół, na przed porodówkę, gdzie podłączono mi oksytocynę. Skurcze poczułam dopiero o godzinie 13, kiedy przebito mi worek owodniowy. Słabe. O 14 dostałam znieczulenie zewnątrzoponowe, które według mnie działało do 15:30. Przed 16 zaczął się prawdziwy koszmar. Trwał jednak krótko. Przed ostatnią fazą porodu kazano mi pójść do toalety, skąd szybko mnie zwołano na salę. Zdążyłam wrócić i zaczęłam przeć. O 16:15 urodziła się zdrowa Natalka.

Po porodzie umieszczono Nas na korytarzu, gdzie znajdowało się już wiele innych kobiet. Jednak dla mnie liczyła się jedynie Córcia. Prawdą jest, że o bólach zapomina się bardzo szybko. Przejścia związane z porodem oraz opieką medyczną stają się mało ważne. Powiem tylko, że następny poród w innym szpitalu icon_smile.gif
malgosia1968
nie, 20 gru 2009 - 12:02
i ja sie dolacze do tego watku 06.gif
w czwartek tj 26 listopada zaczelam sie zle czuc tak kolo 20.....jakies takie dziwne skurcze sie pojawily ze 2 razy mnie przeczyscilo.....kolo 23 pojechalismy do szpitala...pan doktor mnie zbadal....rozwarcie na jeden palec szyjka na 1 cm czyli pomyslalam sobie ze to bez zmian.....no to KTG.....zero skuryczy...znowu badanie i rozwarcie na 2 palce...ale pan doktor powiedzial ze nie ma skurczy wiec mam przyjechac o 7 rano jeszcze raz...wiec wrocilismy do domku.....byla godz 1 w nocy (27 listopad)......wytrzymalam godz....skurcze zaczely sie nasilac....kolo 2 w nocy wyladowalam znowu na izbie przyjec....pan dok znowu mnie zbadal okazalo sie ze juz jest 4 cm...wiec poszlismy na USG z pomiarow dzidzia miala miec 3400(nie wieze ze USG pokazuje dobrze wage bo skad ta roznica)skurcze juz mi naprawde dokuczaly ale bylam bardzo dzielna zreszta moj M tez 06.gif przebralam sie w koszulke i wyladowalismy tak kolo 3 w nocy juz na sali porodowej....polozna podlaczyla mi KTG.....i tak sobie siedzialam na fotelu....potem badanie i rozwarcie juz na 6 cm....jeszcze skurcze byly do zniesienia.....w miedzy czasie jedna z pacjetek musiala miec cesarke wiec zostawiono mnie z M...i tak sobie siedzialam...skurcze byly coraz silniejsze .....jak wrocili z cearki bylo tak kolo 4, polozna mnie zbadala i powiedziala ze czas rodzic...wiec sobie mysle....czy to juz!!!wody mi nie odeszly wiec przebila mi pechez..podlaczyla oxytocyne...i akcja zaczela sie dziac blyskawicznie....zaczelo bolec jak nie wiem co....nie powiem bo sobie nawet zaczelam krzyczec....no i nadszedl ten momen gdzie juz myslalam ze odlece.....i za jednym bolem partym Mikolaj wyskoczyl na swiat.....pan dok nie nacinal mnie bo poprosilam o ochrone krocza....zalozyl mi 5 szwow bo mialam pekniecie sluzowki pochwy....moj M caly czas mnie wspieral...jak przecinal pepowine to plakal jak bobr.....a ja ze szczescia plakalam razem z nim....okazalo sie ze jednak Mikolaj byl duzo mniejszy 2740 i 50 cm.....zakochalismy sie w nim na zaboj...taki maly slodziak....jak mi go przyniesli od razu dorwal sie do cycusia....a ja ryczlam z moim M ze szczescia....po 2 godz normalnie wstalam i usiadlam nic mnie krocze nie bolalo (i nie boli do tej pory) szybko sie zagoilo...wiec jak macie taka mozliwosc proscie lekaza o ochrone krocza(jesli to oczywiscie mozliwe)
w ksiazeczke zdrowia dziecka w rozdzile POROD wpisano mi II okres 5 min
pekniecie pecherza plodowego w czasie porodu-liczna godz 40 min
wiec kazdemu zycze tak szybkiego porodu 06.gif
malgosia1968


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 4,471
Dołączył: pią, 04 wrz 09 - 21:23
SkÄ…d: P.T.
Nr użytkownika: 28,966

GG:


post nie, 20 gru 2009 - 12:02
Post #190

i ja sie dolacze do tego watku 06.gif
w czwartek tj 26 listopada zaczelam sie zle czuc tak kolo 20.....jakies takie dziwne skurcze sie pojawily ze 2 razy mnie przeczyscilo.....kolo 23 pojechalismy do szpitala...pan doktor mnie zbadal....rozwarcie na jeden palec szyjka na 1 cm czyli pomyslalam sobie ze to bez zmian.....no to KTG.....zero skuryczy...znowu badanie i rozwarcie na 2 palce...ale pan doktor powiedzial ze nie ma skurczy wiec mam przyjechac o 7 rano jeszcze raz...wiec wrocilismy do domku.....byla godz 1 w nocy (27 listopad)......wytrzymalam godz....skurcze zaczely sie nasilac....kolo 2 w nocy wyladowalam znowu na izbie przyjec....pan dok znowu mnie zbadal okazalo sie ze juz jest 4 cm...wiec poszlismy na USG z pomiarow dzidzia miala miec 3400(nie wieze ze USG pokazuje dobrze wage bo skad ta roznica)skurcze juz mi naprawde dokuczaly ale bylam bardzo dzielna zreszta moj M tez 06.gif przebralam sie w koszulke i wyladowalismy tak kolo 3 w nocy juz na sali porodowej....polozna podlaczyla mi KTG.....i tak sobie siedzialam na fotelu....potem badanie i rozwarcie juz na 6 cm....jeszcze skurcze byly do zniesienia.....w miedzy czasie jedna z pacjetek musiala miec cesarke wiec zostawiono mnie z M...i tak sobie siedzialam...skurcze byly coraz silniejsze .....jak wrocili z cearki bylo tak kolo 4, polozna mnie zbadala i powiedziala ze czas rodzic...wiec sobie mysle....czy to juz!!!wody mi nie odeszly wiec przebila mi pechez..podlaczyla oxytocyne...i akcja zaczela sie dziac blyskawicznie....zaczelo bolec jak nie wiem co....nie powiem bo sobie nawet zaczelam krzyczec....no i nadszedl ten momen gdzie juz myslalam ze odlece.....i za jednym bolem partym Mikolaj wyskoczyl na swiat.....pan dok nie nacinal mnie bo poprosilam o ochrone krocza....zalozyl mi 5 szwow bo mialam pekniecie sluzowki pochwy....moj M caly czas mnie wspieral...jak przecinal pepowine to plakal jak bobr.....a ja ze szczescia plakalam razem z nim....okazalo sie ze jednak Mikolaj byl duzo mniejszy 2740 i 50 cm.....zakochalismy sie w nim na zaboj...taki maly slodziak....jak mi go przyniesli od razu dorwal sie do cycusia....a ja ryczlam z moim M ze szczescia....po 2 godz normalnie wstalam i usiadlam nic mnie krocze nie bolalo (i nie boli do tej pory) szybko sie zagoilo...wiec jak macie taka mozliwosc proscie lekaza o ochrone krocza(jesli to oczywiscie mozliwe)
w ksiazeczke zdrowia dziecka w rozdzile POROD wpisano mi II okres 5 min
pekniecie pecherza plodowego w czasie porodu-liczna godz 40 min
wiec kazdemu zycze tak szybkiego porodu 06.gif

--------------------
Marek urodzony 02.06.1990 3300g 53cm
Mateusz urodzony 23.05.1991 4150g 59cm
Iza urodzona 04.04.1992 3100g 51cm

Mikołaj urodzony 27.11.2009 2740g 50cm

Franek mój pierwszy wnuczek urodzony 29.09.2011 4100g 58cm
Julek mój drugi wnuczek urodzony 05.08.2015 3900 g 55 cm

"Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.. "
tato tak bardzo tęsknię za Tobą [*] 23.09. minie 11 lat :(

"Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake
kóska
śro, 06 sty 2010 - 12:05
Popieram malgosia41, jak możecie proście o ochronę krocza. Ja nie prosiła, ale miałam i dzięki temu parę godzin po porodzie normalnie siedziałam i ruszałam się bez bólów. Nie miałam żadnego szwu, co bardzo dziwiło wszystkich wokół. Nie chcieli mnie wypisać bez dodatkowego badania i sprawdzenia czy rzeczywiście tam nic nie mam. Personel za każdym razem pytał czy to moje pierwsze dziecko, a gdy potwierdzałam byli zszokowani. Do formy doszłam bardzo szybko, życzę tego wszystkim mamom.
kóska


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2
Dołączył: pią, 18 gru 09 - 16:37
SkÄ…d: Warszawa
Nr użytkownika: 30,703




post śro, 06 sty 2010 - 12:05
Post #191

Popieram malgosia41, jak możecie proście o ochronę krocza. Ja nie prosiła, ale miałam i dzięki temu parę godzin po porodzie normalnie siedziałam i ruszałam się bez bólów. Nie miałam żadnego szwu, co bardzo dziwiło wszystkich wokół. Nie chcieli mnie wypisać bez dodatkowego badania i sprawdzenia czy rzeczywiście tam nic nie mam. Personel za każdym razem pytał czy to moje pierwsze dziecko, a gdy potwierdzałam byli zszokowani. Do formy doszłam bardzo szybko, życzę tego wszystkim mamom.
justyna26
czw, 25 lut 2010 - 16:07
Witam, więc i ja się dołączę odnośnie mojego porodu chociaż minęło już prawie pięć miesięcy. Najlepiej jest tak jak ja miałam "z zaskoku".
Planowany termin porodu miałam na 27 października 2009 roku, od piątego miesiąca byłam na L4 bo bardzo twardniała mi macica, generalnie ciąże przeszłam super (oprócz tego twardnienia). Byłam pierworódką i w ostatnich miesiącach do łazienki w nocy musiałam wstawać 3-4 razy. Jednak z 8/ 9 października obudziłam się dopiero o piątej rano , nic mnie nie bolało tylko siku mi się chciało, doczłapałam się do łazienki i zauważyłam, że mam krew na bieliźnie. Bardzo wtedy spanikowałam, bałam się o moją dziecinę, obudziłam męża i mówię, że chyba coś się niedobrego dzieje, szybko się umyłam ubrałam, zabrałam torbę i kierunek szpital, w połowie drogi chwyciły mnie bóle co 2 min. o 6.00 przyjęto mnie na oddział z pełnym rozwarciem- położna powiedziała mi wtedy, że jeszcze kilka minut i urodziłabym w samochodzie, ale co do czego doszło to przez półtora godziny mała schodziła do kanału. Bolało strasznie, ale ja chyba jestem tak słabo odporna na ból, jak zaczęła się właściwa akcja porodowa to zajęła dosłownie 5 minut i mała była na świecie. Podczas porodu położna nacięła mi krocze a lekarz musiał nacisnąć na brzuch i za to strasznie jestem wdzięczna personelowi. Co prawda pierwsze dwa tygodnie po porodzie nie mogłam chodzić i leżeć bo tak popękałam, ale i tak teraz myślę o kolejnej dzidzi.
pozdrawiam.
justyna26


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 12
Dołączył: pią, 16 lis 07 - 13:58
Nr użytkownika: 16,932




post czw, 25 lut 2010 - 16:07
Post #192

Witam, więc i ja się dołączę odnośnie mojego porodu chociaż minęło już prawie pięć miesięcy. Najlepiej jest tak jak ja miałam "z zaskoku".
Planowany termin porodu miałam na 27 października 2009 roku, od piątego miesiąca byłam na L4 bo bardzo twardniała mi macica, generalnie ciąże przeszłam super (oprócz tego twardnienia). Byłam pierworódką i w ostatnich miesiącach do łazienki w nocy musiałam wstawać 3-4 razy. Jednak z 8/ 9 października obudziłam się dopiero o piątej rano , nic mnie nie bolało tylko siku mi się chciało, doczłapałam się do łazienki i zauważyłam, że mam krew na bieliźnie. Bardzo wtedy spanikowałam, bałam się o moją dziecinę, obudziłam męża i mówię, że chyba coś się niedobrego dzieje, szybko się umyłam ubrałam, zabrałam torbę i kierunek szpital, w połowie drogi chwyciły mnie bóle co 2 min. o 6.00 przyjęto mnie na oddział z pełnym rozwarciem- położna powiedziała mi wtedy, że jeszcze kilka minut i urodziłabym w samochodzie, ale co do czego doszło to przez półtora godziny mała schodziła do kanału. Bolało strasznie, ale ja chyba jestem tak słabo odporna na ból, jak zaczęła się właściwa akcja porodowa to zajęła dosłownie 5 minut i mała była na świecie. Podczas porodu położna nacięła mi krocze a lekarz musiał nacisnąć na brzuch i za to strasznie jestem wdzięczna personelowi. Co prawda pierwsze dwa tygodnie po porodzie nie mogłam chodzić i leżeć bo tak popękałam, ale i tak teraz myślę o kolejnej dzidzi.
pozdrawiam.
Wiewi
czw, 25 lut 2010 - 16:27
CYTAT(justyna26 @ Thu, 25 Feb 2010 - 16:07) *
Podczas porodu położna nacięła mi krocze a lekarz musiał nacisnąć na brzuch i za to strasznie jestem wdzięczna personelowi. Co prawda pierwsze dwa tygodnie po porodzie nie mogłam chodzić i leżeć bo tak popękałam, ale i tak teraz myślę o kolejnej dzidzi.
pozdrawiam.


23.gif 37.gif
Wiewi


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 2,560
Dołączył: śro, 14 lut 07 - 10:29
SkÄ…d: tu
Nr użytkownika: 11,040




post czw, 25 lut 2010 - 16:27
Post #193

CYTAT(justyna26 @ Thu, 25 Feb 2010 - 16:07) *
Podczas porodu położna nacięła mi krocze a lekarz musiał nacisnąć na brzuch i za to strasznie jestem wdzięczna personelowi. Co prawda pierwsze dwa tygodnie po porodzie nie mogłam chodzić i leżeć bo tak popękałam, ale i tak teraz myślę o kolejnej dzidzi.
pozdrawiam.


23.gif 37.gif

--------------------
Moja Dziupla

If You wanna make the world a better place, take a look at Yourself, and then make a Change - MJ
Magdawro
sob, 13 mar 2010 - 05:43
Dedykowane duchowym położnym, w tym Rosie i Silije, które swoimi przekonywującymi i wartościowymi wypowiedziami ośmieliły mnie w temacie brawo_bis.gif 11.gif

Zanim opiszę jak się rodziła Marta Lena(będzie długo) parę słów o tym, co mnie skłoniło do porodu domowego.
Pierwsza córcia urodziła się w szpitalu mocno okrzepłym w zasadach z lat 80-tych. Wprawdzie były to czasy fundacji rodzić po ludzku ale tamtejsza twierdza broniła się zaciekle - tzn.mieli worki sako, nowoczesne łożko porodowe itd. ale zabrakło tego co najważniejsze - mentalności, w której kobieta ma coś do powiedzenia w kwestii swego ciała i swego porodu... Stąd na nic moje obczytanie, bywanie na wykładach i pokazach filmowych - na większość czasu po prostu poległam na łożu. Ale dzięki pomocy mamy we wczesnej fazie rozwierania - nakarmiła jajecznicą, powlokła mnie na spacer pod pretekstem ostatnich zakupów, zwlekaniu z pójściem do szpitala do ostatniej chwili i obecności męża - ...itp małżonek przejechał 100km w 40 minut, dolaczył do mnie i jakoś to było...On twierdzi, ze nawet udało nam sie na chwilę uciec do toalety, czym wzbudziliśmy przestrach położnej, kóra "szukala nas wszędzie"
Ale...pierwsze dziecko...niepewność, strach...wiadomo - urodziłam, zobaczylam Skarba, ucieszyłam się i...popadłam w koszmarnego baby - bluesa ale to już obok tematu nieco...

Potem był synuś - bałam się koszmarnie, wiedziałam, co mnie czeka i bardzo zwlekałam z pójściem do szpitala. Już nie było spacerów ale za to wymoczyłam się w domu w wannie a potem jeszcze siedziałam w aucie 2 godziny pod szpitalem - aż poczułam ból w mieśniach zastałych od siedzenia. Juz na porodówce, notabene rodzinnej nie pozwolono mi się ruszyć, pani(położna) uwiazała mnie do KTG - nie pozwoliła zmieniać pozycji na boczną i zabrała kapcie stwierdzając, że nie bedą potrzebne - efekt: po kilku godzinach męczarni, niepotrzebnego przyspieszania farmakologicznego (zbliżał się termin cesarki wcześniej już zaaplanowanej) - młodego wypchnął lekarz. Ja zmasakrowana, popękana w kierunku pęcherza, z cewnikiem całą dobę i z poczuciem totalnej porażki i bycia jak ofiara gwałtu. Synuś wyszedł wyczerpany, na skraju wytrzymałosci, krzyczał rozpaczliwie, był na pograniczu jeśli chodzi o wskaźniki normy urodzeniowej. Na szczęście wszystkie kontrole przeszedł pomyślnie a obecnie ma "tylko"(?!) dysleksję. Postanowiłam - nigdy więcej konowałów!

No i nastąpiła era Marty - XXI wiek, Wrocław, szkoła rodzenia u mojej guru Agrawal, sporo większe możliwości szpitali wrocławskich ale nadal konieczność zdania się na przypadkowe osoby i wciąż istniejąca we mnie trauma szpitalna. W wielkim Wrocławiu nie ma izby porodowej ani prywatnego ośrodka jest za to wszechobecny tłok i pośpiech jak na taśmie produkcyjnej. No a my 10 lat starsi, ja bardziej pewna siebie i wiedząca czego oczekuję. Ale opatrzność czuwała - jeszcze zanim dowiedzieliśmy sie o Marcie poznałam krąg kobiet, w którym pojawiła się też babka, która urodzila w domu, w dodatku lotosowo.. Pogadałam, poprzymierzałam sie do tematu, posłuchałam doktor na jej cennych wykładach, trafilam na cenne dla mnie wątki Silije i Rosy na odkrytym przy tej okazji forum na maluchach. Dzięki nim przymierzyłam się do praktycznego wymiaru tego przedsiewzięcia i tak sobie trwałam w stanie poszukiwania odpowiedzi w samej sobie, czy jestem w stanie zaufać sobie i naturze na tyle, że będę wiedziała na pewno, że w domu ja i dzecko będziemy co najmniej równo bezpieczni, jak w szpitalu albo i bardziej. Co ważne, mąż dotarl mimo początkowych trudności w uczęszczaniu do szkoły rodzenia na zajęcia o porodzie. I zobaczyłam, że posłuchawszy relacji innych, którzy urodzili w domu a przede wszystkim gdy zobaczył mężczyzn w akcji i nabrał przekonania, że tak - to jest dobra dla nas droga - zaakceptował w pełni moje podejście do planu porodu domowego.

I wtedy poznałam GRAŻYNĘ, anioła który wprowadza na ten świat maluszki nie potrzebujac do tego mieć za plecami instytucji, konkretną babę z doświadczeniem i bijącą z oczu i słów miłością do tych maleństw. Zobaczyłam ją najpierw na zajęciach w szkole rodzenia, popytałam doświadczonych w kontakcie z nią a potem nastąpił już etap wzajemnego poznawania się, gdzie nabralam przekonania, że tak - z tą kobietą poczuję się bezpiecznie i wiem, że nie bedzie wprowadzać swoich scenariuszy a mądrze nam potowarzyszy.
Potem nastąpił etap praktycznych przygotowań - badania, które miały przesądzić o tym, czy mogę bezpiecznie rodzić w domu, inwestowanie starań we wzrost hemoglobiny, im bliżej porodu tym częstsze kontrole u ginki. Jeszcze trzeba było przygotować dosłownie parę drobiazgów potrzebnych w domu, umówić przyjaciół do zaopiekowania się dziećmi i psem. Oraz jeszcze wybranie szpitala i spakowanie torby "na wszelki wypadek". No i przyjemności w postaci przygotowania wyprawki dla dziecka. Rozmowy z różnymi osobami, które potrzebowały zrozumieć moją decyzję,w tym na forum. Na ostatniej wizycie tuż przed porodem Doktor stwierdziła, że "nic się nie otwiera i to może jeszcze potrwać ale równie dobrze w każdej chwili może się coś wydarzyć, bo to 3.ciąża". Pod gabinetem okazało się też , że kolejna para rodząca w domu mieszka na sąsiedniej ulicy, niedługo więc urodzi się Marcie koleżanka(/kolega?- zapomniałam zapytać).

PORÓD
No i nadeszła niedziela. Zaczęła się od rozstroju żołądka...mężowskiego (później śmialiśmy się, że on pierwszy poczuł skurcze przepowiadające. Gdy mu odpuścilo, pojechaliśmy na zaplanowane zakupy. W trakcie jazdy autem poczulam ból w dole brzucha jak na @ ale własciwie nie był to ból a takie napięcie - pomyślałam sobie - wreszcie jakiś sygnał przepowiadający. Jakoś mi się nie chciało przepychać z wielkim koszem przed ludzi trwających przy kasie uprzywilejowanej, więc odczekaliśmy swoje w zwykłej a ja stałam sobie, czekając aż bedę mogła zaplacić kartą i myślalam, że całkiem silna jestem w tej ciąży, bo nawet nie poszlam usiąść (fakt, te ławeczki najbliżej były zajęte). Potem jeszcze poszliśmy na zdrowy soczek marchewkowy, myślałam jeszcze spojrzeć na buty dla córci ale i to i sprawę, ktorą mąż miał załatwić odpuściliśmy. Gdy wczłapałam się na nasze 3. piętro okazało się, że na wkladce brunatno -"Czyżby czop? i czy tym razem jak w poprzednich ciążach to już zwiastun, że tego dnia będziemy mieli możlwiość zobaczyć nasze dziecko?"
Oni biegali tam i spowrotem z zakupami, małż jeszcze wyprowadził psa a ja stwierdziłam, ze czas wypocząć na wypadek, gdyby to był ten dzień.
Nie dany mi był wypoczynek. Leżąc stwierdziłam, że skurcze są i pewnie już będą, więc postanowiłam sprawdzić, jak reaguję na ruch. Poszłam robić rosół, bo Grażyna prosiła by mieć wcześniej przygotowany, ponieważ na pewno przyda się po porodzie. Cały czas zapisywałam skurcze i stwierdziłam, że są zmienne w długości, zależnie od tego, czy poruszam się, czy leżę a w leżeniu zależne od tego, na którym boku. Cały czas w kontakcie tel. z położną obserwowałam rozwój akcji i nie byłam już w stanie skupić się na filmie ani na rozmowie na temat zdjęć oglądanych przez rodzinkę przy okazji i projektu syna, a notabene dotyczącego rozwoju dziecka od momentu urodzenia. Mąż zorganizował wywiezienie dzieci i psa przez swojego brata, choć wciąż nie byłam pewna, czy to już. Gdy pojechali(około 2 godzin od rozpoczęcia akcji) położyłam się znów i stwierdziłam, że już nie jest lżej jak się położę a chodziłam, ani przy zmianie pozycji. częstotliwość skurczy wzrosła z około 8 - 10 minut do około 6 a położna miała zadzwonić za godzinę. Posżłam więc pod prysznic, lałam po sobie wodę i to przynosiło mi ulgę ale pomiędzy skurczami coraz trudniej było mi wypocząć, bo kabina surowa, bez udogodnień i nie miałam się na czym wesprzeć. Mąż przejął kontakty z położną, uciskał mi dłoń w miejscu oddziałującym na skurcze - do pewnego momentu łagodziło odczucie bólu. Gdy stwierdziłam, że już nie da rady, poprosiłam, by przygotował mi wannę (nie mozna wejść za wcześnie, bo to rozprasza rozwój akcji skurczowej) a położna była już w drodze. Z trudem wczłapałam się na górę, z kilkoma przystankami na skurcze. Przyjaciółka dzwoniła ale już nie bylam w stanie odbierać. W wannie było mi lepiej ale do czasu - przyszedł moment, gdy zaczęłam sie denerwować, że położnej wciąż nie ma. A ja w takich mocarnych już bólach nie wiedziałam, jakie rozwarcie i ile jeszcze mnie czeka. Robiłam się już zła, gdy usłyszalam dzwonek. Weszła Grażyna, stwierdziła, ze poczeka aż będę gotowa, no bo ona wie, że teraz nie wyciągnie mnie z wanny, no to wystawiłam pupsko w górę (dosłownie i...okazało się, że 8 - 9 cm i słyszalam, jak mówi do męża, że do godziny to potrwa. A było po 20.00, ok.4 godziny od początku akcji skurczowej. Ja znów zdałam sobie sprawę, że wanna już nie przynosi mi ulgi. Po chwili wynurzyłam się i...chlusnęły wody a właściwie ich częśc - resztę przyblokowała główka. Chwile potrwałam w oparciu o wannę ale też nie było mi w tej pozycji dobrze a i zdałam sobie sprawę, że tak na pewno nie urodzę. Grażyna zaproponowała pozycję kuczną, mąż siadł na toalecie, podtrzymywał mnie pod pachami a ja czekałam na dobry moment, próbując pamiętać o oddychaniu pomiędzy skurczami. Położna połaskotała mi brzuch, co spotkało się z moją wrogością - pomyślałam, że sprawi, że bedzie mnie bolało jeszcze bardziej ale po chwili usłyszałam poprzyj i...o 20.35 wyskoczyła nasza dziewuszka - od razu pokazała, jak silne ma płuca. Przytulilam ją do siebie po chwili jak udało się mnie umieścić tak, bym przysiadla, pępowina sobie tętniła a malutka od razu wzięła się do piersi. Położna podrażniła mi sutek, coby wyszło łożysko i już w trakcie widziałam, że coś niestandardowo się odbywa. Potem jeszcze kilkakrotnie słyszalam pytanie, czy dobrze ją widzę i czy nie odpływam - ubytek krwi był spory i wciąż trwał. Malutka została na chwilę odłożona do umywalki(wyłożonej przez położną podkładem i pieluszkami), by mogli mi pomóc wstać...i znowu chluuup...usiadlam na przygotowany naprędce fotel komputerowy...podali mi córeczkę i...czekaliśmy aż będę gotowa zejść na dół. Wtedy oni kawa, ja rosół a położna w scisłej obserwacji, czy jestem przytomna. Trzeba było zejść na dół, bym mogła się położyć a położna się mną zająć. Długo się do tego zbieraliśmy aż w końcu sama zaproponowałam, że zjadę po jednym schodku na pupie. Potem rozłożyłam się na posłaniu na kanapie, kroplówka powieszona na lampie i oksytocyna domięśniowo + okład z mrożonych śliwek (lodu nie mieliśmy;)- wszystko to sprawić miało, że krwawienie zostanie opanowane a ja w końcu stanę na nogi. Powiem tyle - położna była z nami około 1/2 godziny przed urodzeniem maleństwa, potem w trakcie i po jakieś 4 godziny. I jeszcze potem następnego dnia mnie doglądała i sprawdzała. Wogóle nie popękałam, miałam jedno drobne otarcie, które wyleczyło się po jednym okładzie z alg, choć położna rzuciła coś o niećwiczonym kroczu - potem mi powiedziała, że był momentl kiedy wydawało jej się, że mogę popękać ale nie powiedziała a ja to wiem, ze był też moment, gdy bała się, że mogę paść. Nic nie mówiła ale widziałam to w jej oczach mimo opanowania i spokoju w działaniu.
Nie powiem, że było sielankowo, było zupełnie inaczej, niż w książkach i na filmach o porodach naturalnych, domowych. Czy jestem zadowolona - absolutnie! to był mój poród, nie jakiegoś lekarzyny, chcącego się wykazać sztuką położniczą. To ja rodziłam z pomocą męża oraz asystą położnej ale to moja natura decydowała, co i kiedy jest potrzebne mi i mojemu dziecku. Nasze priorytety zostały zachowane a w nagrodę...mamy 4 kilogramy i 59 cm szczęścia, przez pierwsze dni dość głośno domagającego się spełnienia swoich potrzeb a teraz słodkiego aniołka. A wiecie, co rzekła nasza najstarsza, słysząc, ze najmłodsze urodzi sie w domu? A dlaczego ona w domu a my w szpitalu - to niesprawiedliwe!?!
Natomiast synuś przyznał, że ulżyło mu, gdy go odwieźliśmy do kolegi, bo się martwił, że będzie musiał pomagać przy tym porodzie
Magdawro


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 1,333
Dołączył: śro, 08 lip 09 - 19:52
Skąd: Wrocław
Nr użytkownika: 28,163

GG:


post sob, 13 mar 2010 - 05:43
Post #194

Dedykowane duchowym położnym, w tym Rosie i Silije, które swoimi przekonywującymi i wartościowymi wypowiedziami ośmieliły mnie w temacie brawo_bis.gif 11.gif

Zanim opiszę jak się rodziła Marta Lena(będzie długo) parę słów o tym, co mnie skłoniło do porodu domowego.
Pierwsza córcia urodziła się w szpitalu mocno okrzepłym w zasadach z lat 80-tych. Wprawdzie były to czasy fundacji rodzić po ludzku ale tamtejsza twierdza broniła się zaciekle - tzn.mieli worki sako, nowoczesne łożko porodowe itd. ale zabrakło tego co najważniejsze - mentalności, w której kobieta ma coś do powiedzenia w kwestii swego ciała i swego porodu... Stąd na nic moje obczytanie, bywanie na wykładach i pokazach filmowych - na większość czasu po prostu poległam na łożu. Ale dzięki pomocy mamy we wczesnej fazie rozwierania - nakarmiła jajecznicą, powlokła mnie na spacer pod pretekstem ostatnich zakupów, zwlekaniu z pójściem do szpitala do ostatniej chwili i obecności męża - ...itp małżonek przejechał 100km w 40 minut, dolaczył do mnie i jakoś to było...On twierdzi, ze nawet udało nam sie na chwilę uciec do toalety, czym wzbudziliśmy przestrach położnej, kóra "szukala nas wszędzie"
Ale...pierwsze dziecko...niepewność, strach...wiadomo - urodziłam, zobaczylam Skarba, ucieszyłam się i...popadłam w koszmarnego baby - bluesa ale to już obok tematu nieco...

Potem był synuś - bałam się koszmarnie, wiedziałam, co mnie czeka i bardzo zwlekałam z pójściem do szpitala. Już nie było spacerów ale za to wymoczyłam się w domu w wannie a potem jeszcze siedziałam w aucie 2 godziny pod szpitalem - aż poczułam ból w mieśniach zastałych od siedzenia. Juz na porodówce, notabene rodzinnej nie pozwolono mi się ruszyć, pani(położna) uwiazała mnie do KTG - nie pozwoliła zmieniać pozycji na boczną i zabrała kapcie stwierdzając, że nie bedą potrzebne - efekt: po kilku godzinach męczarni, niepotrzebnego przyspieszania farmakologicznego (zbliżał się termin cesarki wcześniej już zaaplanowanej) - młodego wypchnął lekarz. Ja zmasakrowana, popękana w kierunku pęcherza, z cewnikiem całą dobę i z poczuciem totalnej porażki i bycia jak ofiara gwałtu. Synuś wyszedł wyczerpany, na skraju wytrzymałosci, krzyczał rozpaczliwie, był na pograniczu jeśli chodzi o wskaźniki normy urodzeniowej. Na szczęście wszystkie kontrole przeszedł pomyślnie a obecnie ma "tylko"(?!) dysleksję. Postanowiłam - nigdy więcej konowałów!

No i nastąpiła era Marty - XXI wiek, Wrocław, szkoła rodzenia u mojej guru Agrawal, sporo większe możliwości szpitali wrocławskich ale nadal konieczność zdania się na przypadkowe osoby i wciąż istniejąca we mnie trauma szpitalna. W wielkim Wrocławiu nie ma izby porodowej ani prywatnego ośrodka jest za to wszechobecny tłok i pośpiech jak na taśmie produkcyjnej. No a my 10 lat starsi, ja bardziej pewna siebie i wiedząca czego oczekuję. Ale opatrzność czuwała - jeszcze zanim dowiedzieliśmy sie o Marcie poznałam krąg kobiet, w którym pojawiła się też babka, która urodzila w domu, w dodatku lotosowo.. Pogadałam, poprzymierzałam sie do tematu, posłuchałam doktor na jej cennych wykładach, trafilam na cenne dla mnie wątki Silije i Rosy na odkrytym przy tej okazji forum na maluchach. Dzięki nim przymierzyłam się do praktycznego wymiaru tego przedsiewzięcia i tak sobie trwałam w stanie poszukiwania odpowiedzi w samej sobie, czy jestem w stanie zaufać sobie i naturze na tyle, że będę wiedziała na pewno, że w domu ja i dzecko będziemy co najmniej równo bezpieczni, jak w szpitalu albo i bardziej. Co ważne, mąż dotarl mimo początkowych trudności w uczęszczaniu do szkoły rodzenia na zajęcia o porodzie. I zobaczyłam, że posłuchawszy relacji innych, którzy urodzili w domu a przede wszystkim gdy zobaczył mężczyzn w akcji i nabrał przekonania, że tak - to jest dobra dla nas droga - zaakceptował w pełni moje podejście do planu porodu domowego.

I wtedy poznałam GRAŻYNĘ, anioła który wprowadza na ten świat maluszki nie potrzebujac do tego mieć za plecami instytucji, konkretną babę z doświadczeniem i bijącą z oczu i słów miłością do tych maleństw. Zobaczyłam ją najpierw na zajęciach w szkole rodzenia, popytałam doświadczonych w kontakcie z nią a potem nastąpił już etap wzajemnego poznawania się, gdzie nabralam przekonania, że tak - z tą kobietą poczuję się bezpiecznie i wiem, że nie bedzie wprowadzać swoich scenariuszy a mądrze nam potowarzyszy.
Potem nastąpił etap praktycznych przygotowań - badania, które miały przesądzić o tym, czy mogę bezpiecznie rodzić w domu, inwestowanie starań we wzrost hemoglobiny, im bliżej porodu tym częstsze kontrole u ginki. Jeszcze trzeba było przygotować dosłownie parę drobiazgów potrzebnych w domu, umówić przyjaciół do zaopiekowania się dziećmi i psem. Oraz jeszcze wybranie szpitala i spakowanie torby "na wszelki wypadek". No i przyjemności w postaci przygotowania wyprawki dla dziecka. Rozmowy z różnymi osobami, które potrzebowały zrozumieć moją decyzję,w tym na forum. Na ostatniej wizycie tuż przed porodem Doktor stwierdziła, że "nic się nie otwiera i to może jeszcze potrwać ale równie dobrze w każdej chwili może się coś wydarzyć, bo to 3.ciąża". Pod gabinetem okazało się też , że kolejna para rodząca w domu mieszka na sąsiedniej ulicy, niedługo więc urodzi się Marcie koleżanka(/kolega?- zapomniałam zapytać).

PORÓD
No i nadeszła niedziela. Zaczęła się od rozstroju żołądka...mężowskiego (później śmialiśmy się, że on pierwszy poczuł skurcze przepowiadające. Gdy mu odpuścilo, pojechaliśmy na zaplanowane zakupy. W trakcie jazdy autem poczulam ból w dole brzucha jak na @ ale własciwie nie był to ból a takie napięcie - pomyślałam sobie - wreszcie jakiś sygnał przepowiadający. Jakoś mi się nie chciało przepychać z wielkim koszem przed ludzi trwających przy kasie uprzywilejowanej, więc odczekaliśmy swoje w zwykłej a ja stałam sobie, czekając aż bedę mogła zaplacić kartą i myślalam, że całkiem silna jestem w tej ciąży, bo nawet nie poszlam usiąść (fakt, te ławeczki najbliżej były zajęte). Potem jeszcze poszliśmy na zdrowy soczek marchewkowy, myślałam jeszcze spojrzeć na buty dla córci ale i to i sprawę, ktorą mąż miał załatwić odpuściliśmy. Gdy wczłapałam się na nasze 3. piętro okazało się, że na wkladce brunatno -"Czyżby czop? i czy tym razem jak w poprzednich ciążach to już zwiastun, że tego dnia będziemy mieli możlwiość zobaczyć nasze dziecko?"
Oni biegali tam i spowrotem z zakupami, małż jeszcze wyprowadził psa a ja stwierdziłam, ze czas wypocząć na wypadek, gdyby to był ten dzień.
Nie dany mi był wypoczynek. Leżąc stwierdziłam, że skurcze są i pewnie już będą, więc postanowiłam sprawdzić, jak reaguję na ruch. Poszłam robić rosół, bo Grażyna prosiła by mieć wcześniej przygotowany, ponieważ na pewno przyda się po porodzie. Cały czas zapisywałam skurcze i stwierdziłam, że są zmienne w długości, zależnie od tego, czy poruszam się, czy leżę a w leżeniu zależne od tego, na którym boku. Cały czas w kontakcie tel. z położną obserwowałam rozwój akcji i nie byłam już w stanie skupić się na filmie ani na rozmowie na temat zdjęć oglądanych przez rodzinkę przy okazji i projektu syna, a notabene dotyczącego rozwoju dziecka od momentu urodzenia. Mąż zorganizował wywiezienie dzieci i psa przez swojego brata, choć wciąż nie byłam pewna, czy to już. Gdy pojechali(około 2 godzin od rozpoczęcia akcji) położyłam się znów i stwierdziłam, że już nie jest lżej jak się położę a chodziłam, ani przy zmianie pozycji. częstotliwość skurczy wzrosła z około 8 - 10 minut do około 6 a położna miała zadzwonić za godzinę. Posżłam więc pod prysznic, lałam po sobie wodę i to przynosiło mi ulgę ale pomiędzy skurczami coraz trudniej było mi wypocząć, bo kabina surowa, bez udogodnień i nie miałam się na czym wesprzeć. Mąż przejął kontakty z położną, uciskał mi dłoń w miejscu oddziałującym na skurcze - do pewnego momentu łagodziło odczucie bólu. Gdy stwierdziłam, że już nie da rady, poprosiłam, by przygotował mi wannę (nie mozna wejść za wcześnie, bo to rozprasza rozwój akcji skurczowej) a położna była już w drodze. Z trudem wczłapałam się na górę, z kilkoma przystankami na skurcze. Przyjaciółka dzwoniła ale już nie bylam w stanie odbierać. W wannie było mi lepiej ale do czasu - przyszedł moment, gdy zaczęłam sie denerwować, że położnej wciąż nie ma. A ja w takich mocarnych już bólach nie wiedziałam, jakie rozwarcie i ile jeszcze mnie czeka. Robiłam się już zła, gdy usłyszalam dzwonek. Weszła Grażyna, stwierdziła, ze poczeka aż będę gotowa, no bo ona wie, że teraz nie wyciągnie mnie z wanny, no to wystawiłam pupsko w górę (dosłownie i...okazało się, że 8 - 9 cm i słyszalam, jak mówi do męża, że do godziny to potrwa. A było po 20.00, ok.4 godziny od początku akcji skurczowej. Ja znów zdałam sobie sprawę, że wanna już nie przynosi mi ulgi. Po chwili wynurzyłam się i...chlusnęły wody a właściwie ich częśc - resztę przyblokowała główka. Chwile potrwałam w oparciu o wannę ale też nie było mi w tej pozycji dobrze a i zdałam sobie sprawę, że tak na pewno nie urodzę. Grażyna zaproponowała pozycję kuczną, mąż siadł na toalecie, podtrzymywał mnie pod pachami a ja czekałam na dobry moment, próbując pamiętać o oddychaniu pomiędzy skurczami. Położna połaskotała mi brzuch, co spotkało się z moją wrogością - pomyślałam, że sprawi, że bedzie mnie bolało jeszcze bardziej ale po chwili usłyszałam poprzyj i...o 20.35 wyskoczyła nasza dziewuszka - od razu pokazała, jak silne ma płuca. Przytulilam ją do siebie po chwili jak udało się mnie umieścić tak, bym przysiadla, pępowina sobie tętniła a malutka od razu wzięła się do piersi. Położna podrażniła mi sutek, coby wyszło łożysko i już w trakcie widziałam, że coś niestandardowo się odbywa. Potem jeszcze kilkakrotnie słyszalam pytanie, czy dobrze ją widzę i czy nie odpływam - ubytek krwi był spory i wciąż trwał. Malutka została na chwilę odłożona do umywalki(wyłożonej przez położną podkładem i pieluszkami), by mogli mi pomóc wstać...i znowu chluuup...usiadlam na przygotowany naprędce fotel komputerowy...podali mi córeczkę i...czekaliśmy aż będę gotowa zejść na dół. Wtedy oni kawa, ja rosół a położna w scisłej obserwacji, czy jestem przytomna. Trzeba było zejść na dół, bym mogła się położyć a położna się mną zająć. Długo się do tego zbieraliśmy aż w końcu sama zaproponowałam, że zjadę po jednym schodku na pupie. Potem rozłożyłam się na posłaniu na kanapie, kroplówka powieszona na lampie i oksytocyna domięśniowo + okład z mrożonych śliwek (lodu nie mieliśmy;)- wszystko to sprawić miało, że krwawienie zostanie opanowane a ja w końcu stanę na nogi. Powiem tyle - położna była z nami około 1/2 godziny przed urodzeniem maleństwa, potem w trakcie i po jakieś 4 godziny. I jeszcze potem następnego dnia mnie doglądała i sprawdzała. Wogóle nie popękałam, miałam jedno drobne otarcie, które wyleczyło się po jednym okładzie z alg, choć położna rzuciła coś o niećwiczonym kroczu - potem mi powiedziała, że był momentl kiedy wydawało jej się, że mogę popękać ale nie powiedziała a ja to wiem, ze był też moment, gdy bała się, że mogę paść. Nic nie mówiła ale widziałam to w jej oczach mimo opanowania i spokoju w działaniu.
Nie powiem, że było sielankowo, było zupełnie inaczej, niż w książkach i na filmach o porodach naturalnych, domowych. Czy jestem zadowolona - absolutnie! to był mój poród, nie jakiegoś lekarzyny, chcącego się wykazać sztuką położniczą. To ja rodziłam z pomocą męża oraz asystą położnej ale to moja natura decydowała, co i kiedy jest potrzebne mi i mojemu dziecku. Nasze priorytety zostały zachowane a w nagrodę...mamy 4 kilogramy i 59 cm szczęścia, przez pierwsze dni dość głośno domagającego się spełnienia swoich potrzeb a teraz słodkiego aniołka. A wiecie, co rzekła nasza najstarsza, słysząc, ze najmłodsze urodzi sie w domu? A dlaczego ona w domu a my w szpitalu - to niesprawiedliwe!?!
Natomiast synuś przyznał, że ulżyło mu, gdy go odwieźliśmy do kolegi, bo się martwił, że będzie musiał pomagać przy tym porodzie

--------------------
Iga 16, Filip 13


"You can be anything you want to be" F. Mercury
m4rusia
sob, 13 mar 2010 - 08:55
Siedzę ,czytam Wasze opowieści i płaczę... icon_biggrin.gif magda strasznie Ci zazdroszczę porodu domowego. Podziwiam i zazdroszczę...
m4rusia


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 11,160
Dołączył: śro, 26 paź 05 - 14:09
SkÄ…d: z zadooopia
Nr użytkownika: 3,925

GG:


post sob, 13 mar 2010 - 08:55
Post #195

Siedzę ,czytam Wasze opowieści i płaczę... icon_biggrin.gif magda strasznie Ci zazdroszczę porodu domowego. Podziwiam i zazdroszczę...

--------------------
Magdawro
sob, 13 mar 2010 - 11:26
CYTAT(M4R7U6H4% @ Sat, 13 Mar 2010 - 08:55) *
Siedzę ,czytam Wasze opowieści i płaczę... icon_biggrin.gif magda strasznie Ci zazdroszczę porodu domowego. Podziwiam i zazdroszczę...

przytul.gif: Ja z tamtych czasów też sobie samej obecnej zazdroszczę...to zupełnie inna jakość życia i godność rodzenia:przytulam Oczywiście subiektywnie dla mnie bialaflaga.gif

Ten post edytował Magdawro sob, 13 mar 2010 - 23:06
Magdawro


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 1,333
Dołączył: śro, 08 lip 09 - 19:52
Skąd: Wrocław
Nr użytkownika: 28,163

GG:


post sob, 13 mar 2010 - 11:26
Post #196

CYTAT(M4R7U6H4% @ Sat, 13 Mar 2010 - 08:55) *
Siedzę ,czytam Wasze opowieści i płaczę... icon_biggrin.gif magda strasznie Ci zazdroszczę porodu domowego. Podziwiam i zazdroszczę...

przytul.gif: Ja z tamtych czasów też sobie samej obecnej zazdroszczę...to zupełnie inna jakość życia i godność rodzenia:przytulam Oczywiście subiektywnie dla mnie bialaflaga.gif

--------------------
Iga 16, Filip 13


"You can be anything you want to be" F. Mercury
m4rusia
nie, 14 mar 2010 - 08:19
Ja mogę tylko pomarzyć o takim porodzie. Pierwszy zakończony cc po częsciowo nieprawidłowym ułożeniu dziecia i z faktu na niemiłosierne wydłużenie porodu. Obecna ciąża określona jako ciąża wysokiego ryzyka z uwagi na epi w wywiadzie... icon_sad.gif Zastanawiam się czy w ogóle zdecydują się rodzić ze mną naturalnie czy profilaktycznie cc. Ale poczytać i pozazdrościć mogę icon_biggrin.gif
m4rusia


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 11,160
Dołączył: śro, 26 paź 05 - 14:09
SkÄ…d: z zadooopia
Nr użytkownika: 3,925

GG:


post nie, 14 mar 2010 - 08:19
Post #197

Ja mogę tylko pomarzyć o takim porodzie. Pierwszy zakończony cc po częsciowo nieprawidłowym ułożeniu dziecia i z faktu na niemiłosierne wydłużenie porodu. Obecna ciąża określona jako ciąża wysokiego ryzyka z uwagi na epi w wywiadzie... icon_sad.gif Zastanawiam się czy w ogóle zdecydują się rodzić ze mną naturalnie czy profilaktycznie cc. Ale poczytać i pozazdrościć mogę icon_biggrin.gif

--------------------
Magdawro
pon, 15 mar 2010 - 14:47
CYTAT(M4R7U6H4% @ Sat, 13 Mar 2010 - 08:55) *
Siedzę ,czytam Wasze opowieści i płaczę... icon_biggrin.gif magda strasznie Ci zazdroszczę porodu domowego. Podziwiam i zazdroszczę...

Kochana, wiadomo, że życie i zdorwie dziecka i mamy najważniejsze. Nasza położna mówiła"ja odpowiadam za życie 2 posób' - co jak dla mnie jest wystarczającym uzasadnieniem decyzji takiej, jak zapadla w Twoim przypadku przytul.gif
Magdawro


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 1,333
Dołączył: śro, 08 lip 09 - 19:52
Skąd: Wrocław
Nr użytkownika: 28,163

GG:


post pon, 15 mar 2010 - 14:47
Post #198

CYTAT(M4R7U6H4% @ Sat, 13 Mar 2010 - 08:55) *
Siedzę ,czytam Wasze opowieści i płaczę... icon_biggrin.gif magda strasznie Ci zazdroszczę porodu domowego. Podziwiam i zazdroszczę...

Kochana, wiadomo, że życie i zdorwie dziecka i mamy najważniejsze. Nasza położna mówiła"ja odpowiadam za życie 2 posób' - co jak dla mnie jest wystarczającym uzasadnieniem decyzji takiej, jak zapadla w Twoim przypadku przytul.gif

--------------------
Iga 16, Filip 13


"You can be anything you want to be" F. Mercury
Beti_24
śro, 07 kwi 2010 - 12:31
Ja miałam też ciężki poród trał 20 godz, ale teraz się z ego śmieje i jak moja mama mi mówiła szybko się o tym zapomina,
Jak rodziłam Kacpra to sobie tłumaczyłam że to tylko jeden dzień bólu i będzie potem cudownie i tak było Kacper wyszedł na świat to poczyułam ulge i sie popłakałam takie to szczęcie pamietamtylko to wyjscie na swiat i mine mojego męża bo mieliśmy poród rodzinny ao bólu się teraz nie pamięta było ciężko ale przecież jesteśmy do tego stworzone ,boję się porodu drugiego ale też przeżyje:)
Beti_24


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 718
Dołączył: pon, 23 lut 09 - 09:00
Skąd: Kępno,Wrocław
Nr użytkownika: 25,663

GG:


post śro, 07 kwi 2010 - 12:31
Post #199

Ja miałam też ciężki poród trał 20 godz, ale teraz się z ego śmieje i jak moja mama mi mówiła szybko się o tym zapomina,
Jak rodziłam Kacpra to sobie tłumaczyłam że to tylko jeden dzień bólu i będzie potem cudownie i tak było Kacper wyszedł na świat to poczyułam ulge i sie popłakałam takie to szczęcie pamietamtylko to wyjscie na swiat i mine mojego męża bo mieliśmy poród rodzinny ao bólu się teraz nie pamięta było ciężko ale przecież jesteśmy do tego stworzone ,boję się porodu drugiego ale też przeżyje:)

--------------------
iwonaryki
czw, 27 maj 2010 - 11:20
Witajcie icon_smile.gif To ja również do waszych wypowiedzi sie dołączę icon_surprised.gif Mimo swojego młodego wieku ( a urodziłam swojego synka jak miałam 17 lat)nie bałam sie wcale porodu a mój poród zaczął się w domu koło godziny 19 .00najpierw odeszły mi wody i co 5 minut miałam skurcze po chwili siostra włożyła moje rzeczy do karetki a w karetce był taki gościu lekarz który trzymał mnie za rękę i mówił : niech Pani głęboko oddycha i postara sie nie przeć icon_surprised.gif i szybko zawieźli mnie na salę porodową i o godzinie 20.30 mój synek przyszedł na świat ucieła położna pępowinę i położyła mojego synka na mojej lewej piersi ucałowałam w główkę mojego skarba i byłam wtedy najszczęśliwszą kobietą na ziemi praktycznie nie czułam bólu ani zszywania a zszywał mnie facet a później jak już było po wszystkim trafiłam do pokoju gdzie laeżała inna taka pani ze swoim dzieckiem i jakoś to wszystko się przeżyło icon_biggrin.gif
iwonaryki


Grupa: U?ytkownicy
Postów: 20
Dołączył: pon, 10 maj 10 - 15:59
SkÄ…d: Ryki
Nr użytkownika: 32,900




post czw, 27 maj 2010 - 11:20
Post #200

Witajcie icon_smile.gif To ja również do waszych wypowiedzi sie dołączę icon_surprised.gif Mimo swojego młodego wieku ( a urodziłam swojego synka jak miałam 17 lat)nie bałam sie wcale porodu a mój poród zaczął się w domu koło godziny 19 .00najpierw odeszły mi wody i co 5 minut miałam skurcze po chwili siostra włożyła moje rzeczy do karetki a w karetce był taki gościu lekarz który trzymał mnie za rękę i mówił : niech Pani głęboko oddycha i postara sie nie przeć icon_surprised.gif i szybko zawieźli mnie na salę porodową i o godzinie 20.30 mój synek przyszedł na świat ucieła położna pępowinę i położyła mojego synka na mojej lewej piersi ucałowałam w główkę mojego skarba i byłam wtedy najszczęśliwszą kobietą na ziemi praktycznie nie czułam bólu ani zszywania a zszywał mnie facet a później jak już było po wszystkim trafiłam do pokoju gdzie laeżała inna taka pani ze swoim dzieckiem i jakoś to wszystko się przeżyło icon_biggrin.gif

--------------------











ღღღ Gdy opadam z braku si? , dajesz Mi skrzyd?a by si? wzbi? ღღღ .
> Jak nasze dzieciaczki przychodziÅ‚y na Å›wiat......
Start new topic
Reply to this topic
11 Stron V  « poprzednia 8 9 10 11 nastÄ™pna
2 Użytkowników czyta ten temat (2 Gości i 0 Anonimowych użytkowników)
0 Zarejestrowanych:



Wersja Lo-Fi Aktualny czas: pon, 27 maj 2024 - 17:41
lista postów tego w±tku
© 2002 - 2018  ITS MEDIA, kontakt: redakcja@maluchy.pl   |  Reklama