Tak siedziałam sobie dzisiaj, robiłam "porządki" w kompie i w oczy rzucił mi się mój pozew rozwodowy pisany ok rok temu. Po przeczytaniu go aż coś we mnie sie zagotowało. Myślałam, że jestem juz na etapie "ozdrowienia" po chorym związku. Przecież z moim ex gadam normalnie, spotykamy sie czasami. Nie ma już żadnych emocji - nawet tych niemiłych. Byłam pewna że te wszystkie krzywdy poszły już w zapomnienie a tu niemiłe zaskoczenie. Po ponownym przeczytaniu tego pozwu poczułam ból i upokorzenie takie same jak czułam będąc z exem i znosząc ten cały koszmar. To już tak zawsze będzie czy po prostu potrzeba mi jeszcze troche czasu? Teraz żałuję, że w ogóle to czytałam.