Dołączam do potencjalnych bankrutów. My z jednej pensji na 5 osób mamy 2000 raty kredytu a na jedzenie mniej więcej co tydzień 300 zł w Auchan. Bardzo jedzenie podrożało. Do tego Julka je obiady w szkole a Emilka w przedszkolu.
Z tej sumy najwięcej i najdrożej zjadam ja osobiście
Jako nienasycona matka karmiąca, no i jako chudzielec 42 kilo usiłujący od 30 lat bezskutecznie przytyć. W ogóle nie potrafię oszczędzać na jedzeniu z tą świadomością, że u nas prawie same chudzielce
I kiedy taki niejadek jak Julka (23 kilo prawie 9 lat) oświadcza raz na miesiąc, że ma ochotę na McDonalda albo pizzę hawajską to czujemy się zaszczyceni mogąc spełnić jej zachciankę
A poza tym po tylu latach w domu nadal jestem niestety kiepską kucharką i kupuję dużo droższych półproduktów
Co do słodyczy (tak jestem uzależniona) to w wyniku wyjątkowego pecha jestem smakoszem - zabijam się o czekoladę Lindta (ale sobie raz na jakiś czas wydzielam) a strawić nie mogę takiej biedronkowej czekolady. No i zasada jest taka, że dzieci Lindta nie dostają, bo one równie chętnie zjedzą tą tanią
Dominik w miarę tanio mnie wychodzi, mleko pije moje, słoiczków nie lubi, pieluchy mamy bawełniane Poppolini i na pampersy używane na noc i na wyjścia, wyjazdy wydaję ok. 70 zł miesięcznie, ubranka często dostaje po innych dzieciach. W ogóle na ubrania wydaję niewiele, moja mama cierpi na łagodną postać zakupoholizmu
i żeby go zaspokoić kupuje ładne rzeczy nie tylko sobie, ale i wnuczkom.
Ten post edytował Silije wto, 21 paź 2008 - 11:20