Leki stres miałam w okresie ciąży, pod koniec coraz większy jak to będzie... Ale jakoś było:P Wody mi odeszły o 6 rano, jeszcze na luzie się wykąpałam, torba była już spakowana, po kąpieli i lekkim śniadanku kazałam się zawieść mężowi do szpitala. W tamtej chwili on chyba był bardziej spanikowany niż ja, ręce mu latały
W szpitalu wiadomo, badania, sala porodowa, jedna kroplówka, druga, trzecia. Skurcze były a potem nie,potem znowu się pojawiły i znowu zanik akcji porodowej... Tak męczyłam się 14 godzin, później lekarz prowadzący zadecydował o cesarce ze względu na mojego synka,bo było realne zagrożenie jego i mojego życia i tak o 21:20 byliśmy szczęśliwymi rodzicami ze zdrowym ślicznym maluszkiem. Powiem Wam, że dużo mi dało wsparcie męża na sali porodowej i jak będziemy kiedyś w przyszłości rodzić 2 maleństwo to też napewno razem
Po cesarce wiadomo, troszke trudniej jest, ale wszystko dobrze i bez żadnych powikłań się skończyło, więc i teraz już poród wspominam w miarę
Myślę, że za jakiś czas może i będę gotowa na 2 dzieciątko. Narazie cały mój czas spędzamy w trójkę lub jak tatuś jest w pracy to w dwójkę, często odwiedzani przez rodzinę
Powiem jeszcze, że warto było tyle cierpieć przez te 14 godzin i gdybym miała to jeszcze raz przeżyć to myśle, że bez wątpienia bym to zrobiła. Mój synek wszystko mi to wynagradza jeszcze z wielką nawiązką