Mogię?
Po pierwsze - ja jestem osobą, która na własne życzenie dała się stłamsić propagandzie "piersiowej". Szpital już, już podtykał butlę i nie mógł się nadziwić, że mnie się chciało w dreny i strzykawki bawić. Tak, że z cyklu "a ja to..." mam doświadczenia przeczące agresywnej propagandzie karmienia piersią.
[użytkownik x] - co do pomocy, to w tym szpitalu, w którym rodziłaś (i ja też, i ja też
) trochę się zmieniło chyba ostatnio. kiedy rodziłam Ankę, rzeczywiście trudno się było doprosić pomocy. Ale po porodzie Daśkowym byłam świadkiem, jak pielęgniarka całą noc siedziała z dziewczyna, pomagając jej w karmieniu. Więc nie mów, że "na pewno nie można liczyć na pomoc". Na pewno, to wszyscy kiedyś umrzemy. I nic poza tym.
A co do "agresywnej propagandy", najbardziej po drodze mi z Ullą. Tzn pewnie, że gdzieniegdzie istnieje propaganda przesadna, rozmaitych rzeczy, w tym porodów naturalnych i karmienia piersią. Ale ona wynika z ludzkiej głupoty po prostu, z jednej strony, a z ludzkiego uporu z drugiej. Z głupoty - bo tylko głupi człowiek twierdzi, że "zawsze, nigdy, wszędzie, każdy" itd. Z uporu - bo tylko oslo uparty człowiek nie zrobi czegoś na zasadzie "bo tak kazali, więc ja wręcz przeciwnie".
Ja wiele zawdzięczam "agresywnej propagandzie". gdyby ona mnie nie podtrzymała na duchu w ciągu pierwszego miesiąca życia Anki, pewnie nie karmiłabym piersią. A tak uwierzyłam, że "każda kobieta może"
- i nauczyłam się. I uwierzyłam jeszcze bardziej
teraz wierzę, że są nieliczne wyjątki od tej reguły, ale de facto wśród moich znajomych, które piersią nie karmiły lub karmiły krótko, na palcach jednej ręki można policzyć takie, które rzeczywiście nie miały wyjścia i z tego powodu przeszły na butelkę. Większość po prostu nie miała wiedzy, pomocy albo im się zwyczajnie nie chciało. A to już jest inna para kaloszy. Pewnie, że ładniej brzmi argument "absolutnie nie byłam w stanie" niż "nie bardzo mi się chciało". A tak naprawdę żaden z nich nie jest gorszy, jeśli tylko idzie za nim autentyczne przekonanie, że miało się rację.
A problem IMHO w tym, że osoby, które krzyczą przeciwko "agresywnej propagandzie" po prostu nie są przekonane, że decydując się na wybór przeciwko niej, zrobiły dobrze. A to jest przecież tylko sprawa ich własnego sumienia. jeśli wiem, że miałam powazne powody, to co mnie obchodzi, że ktoś twierdzi inaczej?
Co do "naturalności" natomiast, znowu po drodze mi z Ullą. Duża część "agresywnej propagandyu" naturalności to po prostu... naturalnośc
rzeczy naturalne są z reguły bardziej powszechne, co więcej - często uważane za lepsze. Nie bez podstaw. Podobnie, jak zgadzamy się co do opcji, że lepiej jeść żywność jak najmniej schemizowaną i przetworzoną, tak pewnie po dłuższym czasie doszłybyśmy wspólnie do wniosku, że przekłada się to również na inne dziedziny życia.
A życie jest sztuką wyborów. I nagminnie wybieramy zło mniejsze lub większe, rzeczy łatwiejsze lub trudniejsze, lepsze i gorsze, naturalne lub mniej naturalne. Warto jednak zawsze pamiętać, jakie są za i przeciw. I o ile IMHO naturalność ZAWSZE jest jakimś tam argumentem "za" (co nie znaczy, że te przeciwne nie mogą przeważyć i zadecydować o wyborze czegoś mniej naturalnego), o tyle "mojość" już takim argumentem IMHO nie jest.
Tzn. uznam argument "pieczony schab jest lepszy niż szynka, ponieważ zawiera mniej sztucznych składników, jest bardziej naturalny". Nawet, jeśli nie przekona mnie on do rezygnacji z jedzenia szynki na rzecz schabu.
Natomiast nie uznam argumentu "szynka jest lepsza, ponieważ ja jadam szynkę i jestem zdrowa" jako kontrargumentu do naturalności. jak również nie uznam argumentu "szynka jest lepsza, ponieważ mój lekarz zalecił mi jedzenie szynki, a schabu mi nie wolno". Bo to już jest szczególny przypadek, a ogólna tendencja jest jednak bardziej taka, że dla większości ludzi, choćby przez swoją naturalność, schab będzie zdrowszy.
Podsumowując - Jeśli zaatakuje Was agresywna propaganda naturalnych porodów lub karmienia piersią, to nie jest to argument przeciwko naturalnym porodom czy karmieniu piersią, tylko przeciwko ludzkiej głupocie. A to, że coś Wam nie zaszkodziło, a nawet pomogło, nie jest argumentem na rzecz "lepszości" tej rzeczy generalnie. generalnie to tylko statystyki mówią.
I na razie niewiele statystyk mówi o tym, że coś, co nienaturalne, jest wyraźnie lepsze od naturalnego.