CYTAT(Inana @ Mon, 24 Nov 2008 - 13:03)
Wiem, wiem i jeszcze raz wiem.
Nie rozumiem tylko w dalszym ciągu, jak to jest, że człowiek normalnie sobie przez kilkadziesiąt lat życia funkcjonuje (rozumiem, że w niekomfortowych warunkach, ale przecież funkcjonuje normalnie) a potem nagle przestaje funkcjonować. Świat mu się rozsypuje, dlaczego?
Koleżanka twierdzi, że była szczęśliwa (w czasie tego nieszczęsnego małżeństwa) i chce do tego wrócić. Mówi, że wcale nie było tak źle, że już się przecież była przyzwyczaiła, że szanowny małżonek codziennie wraca do domu rano, że wyjeżdża z kolegą i dwiema koleżankami a ona w tym czasie zostaje w domu z dziećmi, bo przecież już dla niej w samochodzie nie będzie miejsca (słowa szanownego małżonka). Że radość dawały jej dzieci i dom - bo ona lubi być kurą domową, sprzątać, gotować, czytać książeczki, kolorować, rysować, chodzić na spacery. Że ona chce, żeby było tak, jak było.
O co w tym wszystkim chodzi? Skoro było jej dobrze, to dlaczego ma nerwicę? A może to nie jest nerwica? (lekarze twierdzą, że nerwica) Jak nie nerwica, to co?
Póty dzban wode nosi, póki się ucho nie urwie
Są różne mechanizmy (wyparcie itd), które chronia człowieka, tu pewnie Beciak i Chaton cos by napisały więcej. W kazdym razie człowiekowi się wydaje, że się pogodził. Nerwica jest dowodem na to, że się nie pogodził. Taki człowiek po prostu bardzo dobrze tłumił swoje uczucia prawdziwe przez jakiś czas, a potem się juz nie dało. Niektórzy całe życie potrafia tłumić.
A terapia jest jak remont. Widział ktoś niekłopotliwy i przyjemny remont? Trzeba zaprowadzić niezły chaos, żeby potem wszystko poukładać od nowa.