Tak, Gruszka, dokładnie - nie chodzi o to, by być ideałem, który nie odstępuje dziecka na krok. Sytuacje są różne, jasne, że tak. I dlatego piszę cały czas o PODEJŚCIU. Jeśli ktoś jest nastawiony na "nie będzie mnie dzieciak szantażował, jak się mu pozwoli, to zawsze znajdzie ofiarę, która mu ulegnie", to się go z pewną premedytacją zostawia samego w osobnym pokoju, w łóżeczku, i niech się wypłacze. Przecież się nie zanosi... Takie dziecko na pewno przestanie płakać po kilku dniach - ale nie dlatego, że "zrozumiało", tylko wie już, że nie może liczyć na rodzica.
A jeśli się wyznaje zasadę "rodzicielstwa bliskości", to się z premedytacją takich rzeczy nie robi.
Przedszkole to już inna bajka, to starsze dziecko, któremu więcej można wytłumaczyć, ustalić. To trochę inaczej, niż z maluchem, który nie mówi i może komunikować swoje potrzeby głównie płaczem. Ale też można być frontem do emocji dziecka, albo nie. To już są inne sprawy, ale imho wszystko zaczyna się od malucha, czy jesteśmy z dzieckiem, czy walczymy z dzieckiem, bo nie będzie mną gówniarz rządził.
PODEJÅšCIE
To jest klucz.
Ja też czasami muszę coś zrobić, a Nutka chce wtedy mojej obecności/bliskości i nie mogę natychmiast czegoś rzucić, więc ona płacze. Pewnie. Ale ona wie, że ja jej nigdy nie ignoruję, że nawet wtedy, kiedy nie mogę jej przytulić, mówię do niej ciepło, choć nie wiem, ile z tego rozumie - ale to bez znaczenia, bo komunikat przekazuję jej na poziomie emocji a nie treści, głosem, jego barwą. Nigdy nie przeczekuję płaczu, tylko kiedy mogę, przytulam gdy płacze i po prostu przy niej trwam. Nigdy dziecka nie ZOSTAWIĘ płaczącego, nie położę do łóżeczka żeby podsłuchiwać jedynie pod drzwiami - bo dziecko nie wie, że matka za drzwiami jest, może się czuć po prostu opuszczone.
A to, że czasami nie mogę przytulić/wziąć na ręce - to się zdarza, a nie jest normą ani nie jest premedytacją. I to jest różnica w podejściu, o której piszę. I dlatego nie ma tu znaczenia ilość dzieci ani różnica wieku między dziećmi.