Daguś dobrze, ze pojechaliscie do innej lekarki. Wiktor brał Zinnat na zapalenie oskrzeli jak miał coś ok roczku- to była tragedia (zresztą pamiętacie chyba). On nie wymiotował, ale nie chciał łykac- dawalismy mu na siłe a potem godzinę płakał bo nei chciał popic- takie był biedny. Ale w samku to on chyab jest ochydny, zostawia taki dziwny smak miętowy czy jakiś, bo troche próbowałam. Najgorszy z możliwych. Z zapaleniem strach coby się na płucka nie przeniosło, ale jak bierze leki to dobrze. Jezu ile te dzieci musza sie nałykac. Z czopkami tylko jest problem z biegunką, bo nei każada pupa tyle wytrzyma, ale lepsze to niz wymioty i nie wiadomo ile leku zostało- bez sensu. Daga Michaś bardzo się zmienił, tak wyrosł że szok- zupełnie inny chłopczyk- chyab do Damiana podobny się robi.
Haniu zdrówka dla Kajtka! Trzymam kciuki za powodzenie leczenia!
Madziu też bym miała stresa z zostawieniem Wika, ale Amelka dużo jest z babcią i juz raz była tak długo wiec pewnie fanie spędzi czas- trochę zimy zrobiło więc będzi emiała frajdę
a ty odpoczniesz, przygotujesz moze co nie co.
A mi gorączka trochę spadła, wczoraj się walnęlismy w południe spac o 14 i spalismy z Wikiem do 17. Wstałam z gorączką, a tu nikogo nei ma- Wojtek jakies spotkanie z szefem, nie mógł się urwac- a Wiktor urwis, diabełek mały daje popalic- tylko klocki sa w stanie go zająć. Jakiś pobudzony non stop, bije wszystkich jak muc oś nie pasuję, rzuca, wali. Na nic tłumaczenia.
Co do sylwestra to u nas było tak,. Spędzalismy rodzinnie, co u nas oznacza co najmniej 10 osób- kuzyn z żoną, ciotki wujki, mama i my. Wiktor padł o 22 tak sie bawił w berka i chowanego
o północy poszlismy puszczac fajerwerki- mój mąz odpalał na łace, za drogą ( niedaleko naszych domów. Rakiety wsadzili w raczki od taczki, tyle, że Wojtek mądrze tak mocno ją wcisnąl, że za nic nie mogła odleciec więc wybuchła w tej taczce (oczywiscie mój wielki bohaterski mąż zamiast uciekac jak odpali, to sobie wolnym kroczkiem, my sie drzemy uciekaj to zaczął uciekac jak wybuchła. Teraz ma ślad na policzku i nosie i neich się cieszy, że mu oka nie wypaliło (dać facetowi zapałki to wszystko z dymem puści)
Ale to jeszcze nic Potem odpalili akiegoś bączka, który miał leciec w górę wybuchac znowu leciec wybuchac i tak kilka razy. Wszystko by był odobrze gdyby ten bączek wyleiał w górę. A on cyk z taczki na ziemię (taka spiralka) wybuch, wystrzelił po ziemi w stronę domu mojej cioci, przetoczył się pod samochodem i wybuchł przed drzwiami od garażu, zapaliły się śmieci (ciocia ma tam kącik do recyklingu), wybuchło metr od 5 litrowej bańki z paliwem wiec gdyby ona wybuchła to ciocia nie miałaby pól sciany
ja rzuciłam się do ucieczki bo ten bączek rozpasał sie na dobre. Pech chcial, ze zaczął mnie gonic, wystrzelił w moja stronę wystrzelił , ja uciekam a on znowu i znowu buch. Poszłam do domu wkurzona na mojego męża. A potem dziwią się, ze ten urwane palce, a tamtem poparzony- wiem, ze to nei specjalnie, ale coś mogło się stac, mówię wam- źle odpalony fajerwerk potrafi trochę nastraszyc