już nie mam innego sposobu by to sobie jakoś wytłumaczyć.... Ta "teoria" wydaje mi się najlepsza, najmniej bolesna i chyba najbardziej prawdziwa. Powtarzam to sobie ilekroć nachodzi fala smutku... Mam też coś co działa na mnie otrzeźwiająco i przypomina mi o tym, że dla mamy lepiej, że się już nie męczy- zrobiłam jej ok 36 godz przed śmiercią zdjęcie (jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to tuż tuż
). Na tym zdjęciu widac jak bardzo była zmęczona, obolała i schorowana ...
Może wydać się komuś dziwny pomysł robienia fotki ukochanej osobie w takim stanie. Ja pykłam to zdjęcie w sumie też bez zastanowienia i dziwiąc się potem co mnie naszło... ale teraz nie żałuję. Teraz mogę na nie spojrzeć i powiedzieć sobie "jak dobrze, że już jej nie boli...
"Kiedys byc może skasuję to zdjęcie i nie będę chciała je pamiętać w takim stanie. Teraz jednak uważam, że to element leczenia się z bólu po stracie. Nikt nie wie o tych fotkach w zasadzie i nikomu ich nie pokaże
... I jeszcze jedno
"Maluchy" i płakanie na forum bardzo mi pomaga