Ja teraz na potęgę czytam, żeby Michasiowi opowiadać
Ale że jestem filologiem, to nie skąpię sobie dobrej literatury przy tym. Okazało się, że kilku moich ulubionych autorów także parało się baśniami, w tym nieoceniony Italo Calvino, który spisał wybór baśni włoskich. Ku mojej radości niedawno po raz pierwszy w Polsce zostały wydane w komplecie (wcześniej był tylko straeńki wybór niektórych spisanych przez Calvino baśni).
No i czytam. Świetnie łączą się te motywy jeden z drugim, kolejne baśnie jakby powielają tą czy inną figurę i zupełnie inaczej prowadzą lost bohaterów. Na przykład tak: zaczynam opowiadać od tego, że mieszam baśń o 7 koźlątkach z baśnią o dzikich łabędziach - więc w mojej wersji mama zostawia swoich 7 pociech, a zakrada się do nich nie wilk, a zła wiedźma, która sprawia, że maluchy przemieniają się w koźlątka. Tylko jedna mała się ukryła w zegarze. Potem, gdy mama wraca, dowiaduje się, co się stało. W ich chatce zaraz potem pojawi się staruszka (która oczywiście jest dobrą wróżką, ale ciiii...), którą mała nakarmi chlebem. W zamian staruszka powie jej, jak zdjąć czar. I tu wykorzystam motyw z dzikich łabędzi - trzeba 3 lata nic nie mówić i robić koszulki z pokrzyw. No więc mała milczy, nawet mamie nie powie, pasie swoich braci i siostrzyczki, żeby dobrze rośli. Pewnego dnia książę zakocha się w niej, ale ona przecież nic nie może powiedzieć, bo jeszcze nie upłynęły 3 lata. Książę mimo to zabierze ją do zamku. Dziwne zachowanie bohaterki w końcu zwróci na nią uwagę macochy księcia, która jest złą czarownicą i postanowi uprzykrzyć jej życie (tu można byłoby wpleść historię o trzech orzechach/żabach), ale na szczęście nim coś poważnego się stanie, dziewczyna uplecie koszulki i odmieni rodzeństwo spowrotem. Potem opowie o złych czynach królowej, która ucieknie, gdzie pieprz rośnie, koniec.
Fajna?