Dziewczyny powiem tak pokrótce bo nie mam głowy do opisania całej rozmowy, ogólnie chodzi o to, że mam donieść konkretne zaświadczenie co moje dziecko może jeść, a czego nie (jakbym ja albo lekarz to wiedzieli)....bo mają kłopot, a tak ogólnie to jest placówka dla zdrowych dzieci
. Może cel tej rozmowy miał być inny - lepsza organizacja, dokładna dokumentacja w teczce dziecka i obrona przed ewentualnymi kontrolami, a także to aby oni mogli zakupić produkty które ona może (bo wszystkie śniadania to głownie mleko, kasza na mleku, płatki itp.). Zabolało mnie, gdy pani kierownik opowiadała, że nie mają dietetyka i ona kiedyś pytała co ma robić z takimi dziećmi znajomej pediatryczki: a ona na to: nie przyjmować
, wiecie jak mi się przykro zrobiło, powiedziałam: że to dyskryminacja, i że na przyszły rok też składam wniosek o przyjęcie i nie ukrywam, że zrobię wszystko żeby była przyjęta (nie powiedziałam jej tego, ale uderzyłabym nawet do prezydenta miasta - dojścia mam
). Ogólnie to chyba zauważyła, że mam świeczki w oczach i próbowała załagodzić sytuację, że Karinka taka fajna, przylepa i wogóle....ale mnie już nerw złapał i wogóle.... to tyle, mam donieść zaświadczenia, które nie wiem czy zechcą mi wypisać, 13 lutego mam wizytę u alergologa.....żłobek w Zamościu jest tylko jeden.
A wogóle to poszło o to, że ona ma na zaświadczeniu, że nie może mleka krowiego, a ja czy mąż mówimy paniom, że masła i jogurtu też jej nie dawać....a przecież nic o tym w zaświadczeniu nie ma....wrrrr
Ten post edytował jaAga78 pią, 06 lut 2009 - 14:38