Dziewczyny, komuś muszę pomarudzić.
ostatnio coraz częściej dopada mnie beznadziejność
niby wszystko jest ok, ale świat wydaje się wyłącznie bylejaki, szary
a ja nie mam na nic ani siły, ani ochoty ani mocy.
nic mi się nie chce, nic nie potrafię zrobić
no takie momenty przychodzą - i czasem trwają kilka minut a czasem kilka dni.
Wszystkie trudności życiowe typu - zepsuty kabel w mieszkaniu, które wynajmuję - przerastają mnie i nie wiem, co mam z nimi zrobić.
niepokoi mnie to, bo to nie ja, ja taka nie jestem.
niby poziom hormonów TSH w normie,
więc tym razem nie mogę tego zrzucić na tarczycę,
zwłaszcza, że fizycznie siłę mam.
To raczej melancholia jakaś.
Sytuacja jest taka:
Helenka ma 9.5 miesiąca
od stycznia wróciłam do pracy, w której nic mnie ciekawego nie czekało, więc siedzę na forum, bo jeszcze mnie nie wdrożono w akutalne projekty.
wracam do domu i dziecko nie schodzi z moich rąk, a rzeczy do zrobienia nie brakuje
mój mąż gdy wraca do domu ma ochotę nic nie robić i siedizeć przed komputerem lub telewizorem,
prawie nie rozmawiamy, zresztą rzadko jesteśmy sami, bo wprowadziła się do nas teściowa, która niby się nie narzuca, ale jest po prostu stałym elementem naszych rozmów i życia. i w tym też nie do końca się znajduję.
Może po prostu brak mi słońca?
Nie mam pojęcia. Ale niepokoi mnie to, bo zdecydowanie się pogłębia.
--------------------
Fajnie być mamą,
tylko po kim ona jest taka uparta? :)