Ja mogę opowiedzieć troche o moim drugim porodzie ponieważ jeszcze w miarę nie jest tak odlegla sprawa.
Zeby sprawiedliwości stało się zadość, że każda ciąża jest inna to tym razem była przenoszona o całe dwa tygodnie (za pierwszym razem rodziłam w 7 miesiącu
)
W poniedziałek pamiętnego sierpnia pojechalismy do szpitala na umówione spotkanie z położna, po badaniu gdzie rozwarcie było na 2 palce ale żadnych skórczy połozna do nas : No to co p.Anito, może p. zostanie juz u nas? Już jest dość po terminie więc może coś spróbujemy zrobić? Ja na to w panikę,że nie jestem jeszcze gotowa, że bez torby, że muszę do szpitala dziecięcego jechać , bo jak na złość starszy syn leżał tam z zapaleniem płuc, a jeszcze posprzątać w domu muszę itp.
No więc położna po moich prośbach stwierdziła że ok. W takim razie już bez żadnych wymówek w czwartek (jeśli oczywiście do tej pory nic się samoczynnie nie wydarzy) melduję się u niej na porodówce.
Do czwartku - CISZA, NIC SIĘ NIE WYDARZYŁO....SAMOCZYNNIE
Nastał czwartek 26.08.06 . Wstałam raniutko, wykąpałam się , umyłam głowę, posprzątałam, posmarzyłam kotlety żeby mi męszczyźni nie padli z głodu pod moją nieobecność, umyłam podłoge i zebraliśmy sie w droge. Najpierw do szpitala do syna dać mu buziaka i powiedzieć mu że odbierze go babcia (bo tego dnia miał wypis), a my jedziemy rodzić. Pełna werwy i animuszu szłam dziarsko przez korytarz i oznajmiałam pielęgniarkom, że właśnie idziemy rodzić.
O umówionej 11.00 rano stawiamy się w izbie. Po szybkim przyjęciu i badaniu przez lekarza, pielęgniarka robi mi lewatywę. Mąż w między czasie przyodziewa się w strój "odświętny zielony strój" i udaje przede mną chirurga. To tak chyba żeby mnie rozśmieszyć albo żeby samemu nie wpaść w panikę. Ja wiedządz że posiedzę sobie troche w toalecie aby nie było póżniej paniki że jeszcze MUSZĘ !!! Mówię kup sobie kochanie może jakieś batoniki i picie, bo nie wiadomo jak to wszystko długo będzie trwało. Tak więc niezauważony przez siostrę w przebraniu poleciał do szpitalnego sklepiku.Tak sie dobrze wcześniej wczuwał rolę, że pani w kiosku dała się nabrać i zwróciła sie do niego : słucham doktorze!
Jak na razie wszystko odbywało sie radośnie. Na porodówce połozna podłączyła mi pierwszą kroplówkę z oksytocyną. Leżałam sobie grzeczniutko w szpitalnej koszulinie i śmieliśmy sie że właściwie to mogłabym jej wogóle nie mieć, bo nie dość że krótka, ledwo mi pupę zakrywała, to z przodu rozpruta po pępek (dopiero później mojej położnej udało się załatwic coś bardziej przyzwoitego i mnie przyodziać).
Po jakim czasie oxsy zaczęła działać i rozpoczęła się akcja .... tego pięknego dnia. Mąż mój dzielnie mi asystował w czasie bóli i skórczy. Do tego stopnia, że momentami kiedy leżałam już jak nie żywa, nie mając siły na żadne ruchy i gesty odpowiadał pytającej położnej - idzie skórcz? na to mój kochany, że: Tak juz idzie!, a ja jeszcze buzi nie zdążyłam otworzyć. Pamiętam że przeleciała mi wtedy taka myśl, do jasnej ciasnej skad on o tym wie przecież ja nic nie mówiłam. Ale widocznie on wiedział lepiej hihihi.
Tak w połowie całej tej walki w pewnym momencie zaczęły odchodzić mi wody, a właściwe to chlustać bo miałam ich dość sporo. Leje się ze mnie leje sie po łożku i z łóżka a ja w krzyk: O Jezu!! Batoniki !!! Na tyle jeszcze widocznie byłam czujna że pamiętałam, że mój mężulo pod łóżko położył torbę gdzie na wierzchu leżały kupione wcześniej batoniki i widać, że przez ostatnnie miesiące pożywienie to była bardzo ważna sprawa dla mie
Zostały URATOWANE !!!
Kiedy bóle były juz naprawdę męczące, bo niestety były krzyżowe,wiłam się na łóżku jak piskosz i w pewnym momencie pół leżąc na nim a pół wisząc na moim mężu stwierdziłam że: WYCHDZĘ STĄD!!! ŻE NIC TO MNIE JUŻ NIE OBCHODZI! RÓBCIE SOBIE CO CHCETA! ALE MNIE TU NIE BĘDZIE!
Wtedy mój mężulo stwierdził, że to już nie przelewki jak nie huknął na mnie: CHYBA ZWARIOWAŁAŚ KOBIETO ! A CO MOŻE JA MAM TU SAM ZOSTAĆ?
To mnie troche otrzeźwiło i po paru minutach wzięłam sie w garść i już była z nami Oleńka!
Po chwilach radości, wzruszeń,łzach szczęścia przyszedł czas na ponowne rodzenie..... łożyska. To cholerstwo wyleźć nie chciało więc znowu kroplówa i znowu czekanie. Kiedy skórcze nie przychodziły i zbyt długo zaczęło sie to wszystko przeciągać zwołano lekarzy, przyleciały inne położne i debata. Nasza połozna : no p. Anitko rodzimy, rodzimy bo chcą na stół już zabrać! Na to ordynator to jeszcze jedna flaszka (oxsy) jak nie pójdzie to jedziemy. I znowu wije sie jak piskosz, znowu te wstrętne bóle. Spiełam się, jedna położna troche pomogła kładąc sie na brzuch i w końcu wyszło "szydło z worka" brrrrrr O! NARESZCIE PO WSZYSTKIM! wykrzyknęlam! O! jak bardzo się myliłam.
Teraz myślę sobie szycie przy tym wszystkim to pikuś. Ale na to lekarz o urodzie banderasa, głosem miłym i ciepłym oznajmił mi
. Anitko teraz pania troszke znieczulę niestety muszę trochę wyczyścić środeczek,bo zbyt długo łożysko wychodziło a potem tylko szycie. Na to ja też tak milutko i cieplutko: OCH! PANIE DOKTORZE ALEŻ PROSZĘ BARDZO!!!
Chyba niezbyt się spodobał mój ton mojemu mężowi, bo dziwnym głosem do lekarza zwrócił się : O! PROSZĘ ŻEBY TAKA W DOMU BYŁA POTULNA I SIE TAK NA WSZYSTKO ZGADZAŁA !!! (to tak miało chyba byc , żeby lekarz nie pomyslał, że ja taki anioł w domu jestem)
Niestety po całym tym czyszczniu, a było to łyżeczkowanie nie byłam już taka miła dla P. doktora, a zrozumieją mnie te które to przeszły. ojojjj
Na szczęście mając przy boku maleństwo zapomina się szybko o wszystkich nieprzyjemnych rzeczach i jest sie przeszczęśliwym tuląc i skarba do siebie.
Po całym tym "zdarzeniu" leżeliśmy jak wszyscy 2h na sali poporodwej. Nasza położna pomyślała o wszystkim i przyniosła mi specjalnie zostawiony i odgrzany obiad szpitalny. Jak to w szpitalu zupka była jakas taka przezroczysta a drugiego to nawet nie pamietam, o! z pewnością nie był to obiad z Mariotta hihihi
Tak byłam głodna że wszystko to wciągałam aż mi się uszy trzęsły. Kiedy już resztki były na talerzu ocknęłam się i stwierdziłam : OJEJ KOCHANIE TY PEWNIE NIE CHCIAŁEŚ! A mój mężulo miał mine przerażonego kociaka że tak szybko mogłam to COŚ pochłonąć.
I tak po "krótce" odbyło sie nasze wspólne rodzenie naszej drugiej najukochańszej istotki.
Ciekawe co tym razem sie wydarzy, ale to dopiero będę mogla opowiedzieć na wiosnę