Oj napada, napada -na szczęście rzadko. Ale jak już dopada to maksymalnie.
Wszystko -od odkurzania ścian, sufitów, prania firan, sprzątania w szafkach - tych, w których nigdy się nie sprząta
wzywania wszystkich mozliwych fachowców do wszystkich zaległych spraw.
Dzień przed powrotem do pracy po urlopie macierzyńskim załatwiłam:
szybę do lodówki, która pękła pół roku wcześniej, fachowca od piecyka gazowego, który wymienił czujnik za jedyne 250 zł, fachowca od kuchenki gazowej, żeby się w końcu zapalała bez zagazowywania nas zupełnie a dodatkowo
wypastowałam podłogi, posortowałam ubrania i wszystkie niesezonowe wpakowałam do worków i do skrzyni pod łóżkiem, poukładałam wszystkie kompakty (chyba ze 400) w porządku alfabetycznym. Dodatkowo zrobiłam standardowe pucowanie
W nocy myślałam co by tu jeszcze zrobić.
W takie dni mój mąż schodzi mi z drogi i próbuje przetrwać - bo nie dość, że mnie napada to jeszcze od niego oczekuję uczestniczenia w tym wszystkim i pomagania mi z równym zapałem.