Dopiszę się tutaj, bo będzie bardziej o Mazurach niż o mojej łajbie.
Pływalismy dni 4 z czego wiało przyzwoicie dnia 1,5 - mało i wróciłam średnio ustatysfakcjonowana - chociaz ludzie którzy z nami byli raczyli nas opowieściami o Chorwacji gdzie też na żaglach popływali mało (2 dni na 7 pobytu) i gdzie pływanie kończy się o 13.00 bo potem miejsc w marinach brak.
Łajbę mieliśmy wspaniałą ponad 8 metrów - spokojnie funkcjonowało tam 4 dorosłych i 4 dzieci. Miała mnóstwo zalet ale i pare wad.
Z wad - do kładzenia masztu potrzebe były 3 a właściwie 4 osoby - nie mam pojecia jak przy odrobinie mniejszych łodziach radzą sobie dwie, trzy dziewczyny - meska siła była nieoceniona.
Jeżeli chodzi o sterowanie, stawianie zagli to bajka w porónaniu z "Mamuśką", Lazy Jack, kabestany, blokada na talii i to poczucie, że nia ma bata, nie wywróci się - powodowało, że sterując czułam się jak w łonie matki grubej i powolnej matki dodam.
Tak naprawdę na takiej żaglówce najtrudniejsze było cumowanie (na silniku of course) ale z drugiej strony robilismy to duzo razy na laczku dwa lata temu więc szło nam doskonale no i to kłądzenie masztu nie należało do przyjemności reszta lajtowa.
No i wiatr - na Mazurach jak już wiało to przynajmniej stałym wiatrem - to co mam na jeziorze po którym pływam to karuzela - pewnie dlatego tak bardzo nie cierpia go wszysy windserfingowcy ze mna na czele ladujący z nienacka w wodzie.
Kiedy oddawaliśmy łódź rozmawiałam z panią czarterująca i ona powiedziałą, że dużo bardziej adrenaline podnosi taka sasanka (no cóż ponad dwa metry mniej i waga pewnie też mniejsza o przynajmniej tonę) więc mój nastepny wybór to będzie znacznie mniejsza jednostka.
Co do samych Mazur - dzięki uprzejmości Czarerującego (fantastyczni ludzie jak cos to służe namiarami na priv) mielismy łajbę do popołudnia w czwartek cZyli święto - o ile wczesniej ilośc łodek była znośna to w czwartek było przerażająco - biało i tłoczno - dosyc powiedziec, że wieczorem przestawialiśmy się bo z pozoru ciche i spokojne miejsce zapełniło się taką masa jachtów że wymiekliśmy.
Nigdy moja noga nie stanie też na "przystani" czyli w Komarowie - idiotyczne opłaty (2 zł za toaletę - przy 4 dzieci poszlibysmy z torbami) 25 za ognisko i porażajaca ilośc komarów na które nie działało nic. Co ciekawe w innych miejscach aż takiej masakry nie było.
Ogólnie podziwiam tych które pływają w sezonie - chyba, że jest to z dala od szlaku (no ale przy zanurzeniu takiej dużej jednostki to zawsze ryzyko.
Tak jak omijam Zakopane i okolice w sezonie , jak stronię od miejscowości typu Łeba czy Ustka, tak pełnia sezonu nawet jeżeli wybiera się miejsca odludne do nocowania na Mazurach jest dla mnie niewyobrażalna.
Ale taka jesień w górach czy wrzesień na Mazurach brzmią super i pewnie kiedys skorzystamy.
Wróciliśmy skonani - 7 godzin jazdy autem to naprawdę daleko dlatego tez nastepna relacja będzie z innych okolic na które mam wielką ochote - w każdym razie dzieciaki zachwycone pytaja kiedy znowu.
O jeszcze o dzieciach - na komendę dzieci pod pokład znikały - nigdy nikt nie wylazł bez kapoka a Misiek pilnował tego jak Strażnik Teksasu-Nastka miał tort ze świeczkami i mogła posterować i zrobic zwrot (no z pomocą ) - pełna integracja.
Byłoby jeszcze miło gdyby załoga bardziej wspierała mnie w gotowaniu ale nie palili się do tego za to jedli jak szaleni zachwycając się i mlaskając głośno.
Kocham to i już mnie nie wkurza, że jeszcze mnie trochę buja jak piszę te słowa, chociaz początkowo wizyty w toalecie były trudne i te krzywe podłogi na całym świecie
.
Ten post edytował McJAGNA nie, 10 cze 2012 - 23:58