M. do trzecich urodzin nie chorował. Wizyty u lekarzy wiązały sie ze szczepieniem albo bilansem. Już na bilansie 2-latka wył. Jest typem uparciucha i indywidualisty, poza tym b. nieśmiały, boi się wręcz obcych ludzi. Mniej więcej do 2,5 roku uciekał nawet od babć, dziadków czy innych członków rodziny rzadko widywanych.
Do rzeczy: M. nie daje się zbadać żadnemu lekarzowi. Teraz i tak jest postęp, bo nie ucieka mi z gabinetu, jak było jeszcze rok temu chyba. Siedzi w czasie wizyty schowany we mnie. W momencie, kiedy lekarz ma zamiar go zbadać, wpada w mega histerię, tłucze rękoma, kopie na oślep, wyrywa się i krzyczy na całe gardło.
Jedna lekarka odpuściła, stwierdziła, że na siłę badać nie będzie. Nic to nie zmieniło, na kolejnej wizycie powtórka (lek liczyła, że może się przyzwyczai, pozna ją i będzie lepiej).
Druga badała go na siłę, czyli mąż trzymał jak się dało. Cel: przełamanie oporu i pokazanie mu, że to nie on rządzi. Przy okazji nasłuchałam się, jak ja wychowuję dziecko, nie radzę sobie z nim, bo to klasyczna histeria itd
Trzecia lekarka (laryngolog, MUSIAŁA mu obejrzeć migdał
) po kilku minutach bezskutecznej próby uspokojenia go, zawołała pielęgniarkę na pomoc, a mnie....wyprosiła z gabinetu. Cisza natychmiast i zbadała w ciągu 2 sekund!
Teraz chodzimy do lekarza, który ma do dzieci cudowne podejście, jego pasją jest psychologia dziecka, zna już reakcje M. i bardzo go intryguje, skąd się one biorą. Rozmawia z nim jak z dorosłym facetem, wszystko mu tłumaczy, ale na badanie podczas 2 wizyt nie było szansy. M. nie pozwolił się nawet dotknąć, od razu histeria. Za 2 tyg kolejna próba, bo lekarz jest tak miły, że przyjmuje nas na zasadzie wizyt oswajających. Liczymy, że zanim przyjdzie konieczność badania przy przedszkolnych infekcjach, M. się przełamie.
Czy ktoś ma taki przypadek?
I drugie pytanie: co robić??? Bo przyznam, że jestem już bezradna, a każda wizyta to dla mnie koszmar
Nie wiem, czy większą krzywdę robię mu pozwalając na badanie na siłę (jak to się odbije na psychice???), czy zgadzając się na brak badania (bo jednak udowadnia, że to on decyduje...)
Próbuję z nim rozmawiać. Jeden argument: to właśnie on decyduje o sobie, a on się nie zgadza na badanie, bo nie chce
Drugi: osłuchiwanie stetoskopem go...boli! Jak to możliwe???
Bajki terapeutyczne nie działają. Nie chce nawet rozmawiać o wizycie u lekarza.
Byłam u psychologa, wysłana przez tą pediatrę badającą na siłę. Psycholog orzekła, że to taki typ, wyrośnie. Tylko kiedy???
Ten ostatni pediatra mówi, że 4-latki już rzadko tak się zachowują...
Proszę o rady, bo jesień i choroby za pasem!
Ten post edytował Artola wto, 21 sie 2012 - 16:31