Powiem tak... moje dziecko od maluszka potrafiło pracowac samo, godzinami cierpliwie układac obrazki z koralików, wyklejać, wycinać itd... Ponieważ do tego w wieku 5 lat zaczęło płynnie czytać, dodaje, odejmuje itd to postanowiłam puścić ją do szkoły jako sześciolatkę, i... teraz już nie jestem taka przekonan, że to był dobry trop. Ida odrabia lekcję co najmniej na "odwal się", owszem moja wina, bo wracam do domu wieczorem (już o tym pisłam), a babcia przymyka oczy, ale ostatnio o 20 kiedy zobaczyłam co nabazgrała w ćwiczeniach, wzięłam gumkę, starłam i kazałam jej robić od nowa. Postarała się, poszlo troche lepiej... ale... już wiem, że różowo nie będzie
Owszem jej chęć łapania wiedzy i szerokie zainteresowania to jedno a proza życia szkolnego to rzecz druga.
Co do rozkojarzenia pamiętam z przed lat taki watek jak dziewczyny szykowały dzieci do szkoły (młoda miała wtedy może z rok) i pisały właśnie o zawieszaniu się, zamyślaniu itd... wtedy sikałam ze śmiechu myśląc, że mnie to dotyczyło nie będzie, ale... To chyba taki wiek. I nie o lekcje mi chodzi (bo to robi szybko - aż za jak dla mnie) ale o wszystko pzostałe - ubieranie się, składanie łożka, szykowanie do wyjścia. Dwa ruchy i zawieszenie, mija minuta, dwie... Proszę kolejny raz o to samo i znów dwa ruchy i letarg... I tak w kółko.Chyba pozostaje nam cierpliwie przeczekać, bo inaczej zbankrutujemy na farbę