To ja się wypowiem jako ta, która nie mogłaby wielojęzyczności uniknąć-chyba, że za cenę nieznajomości polskiego przez córkę. Mieszkam za granicą i do tego mój mąż również jest nie stąd. Pochodzi z Syrii, ja jestem Polką no a mieszkamy w Niemczech. On mówi po kurdyjsku do córki (20 miesięcy), ja po polsku, między sobą rozmawiamy po niemiecku z mężem. No i gdzie byśmy się nie ruszyły-niemiecki, na placu zabaw, w mieście, w sklepie, na grupach dla dzieci.
Powiem Wam szczerze, że dla mnie to ogromny stres. Duma dumą, raczej chodzi o opanowanie nowego słowa czy umiejętności-w to bym celowała, bo skoro córka słyszy trzy języki to odczuwa się jedynie ulgę widząc, że się nie blokuje (co może przecież nastąpić w każdej chwili) i że rozumie oraz zaczyna mówić. U mnie w otoczeniu większość dzieci jest co najmniej dwujęzycznych, bo w domu się mówi tak a w przedszkolu inaczej, dlatego nie jest to dla mnie nienaturalne.
Tak mówicie o tym, że głupota, ale czasem nie ma innego wyjścia. I jest ciężko, mi przynajmniej. Córka mówi coraz to więcej, rozumie, wie też do kogo w jakim języku mówić (ma trochę utrudnione-bo tak, to jest utrudnienie kiedy mama mówi też w języku taty a tata w mamy języku nie), miesza i wymyśla inne wyrazy. Początki były inne, inne słowa i inne sylaby niż u dzieci czysto kurdyjskich/polskich/niemieckich. I nie było się w sumie gdzie upewnić, że wszystko gra.
Wiecie, to z jednej strony takie fajne niby, a z drugiej strony trzeba się pogodzić z tą świadomością, że polski nie będzie tym najważniejszym. I może nie bedzie orłem z ortografii. A może w ogole nie będzie chciała po polsku mówić, czytać, słuchać-kto wie? No właśnie, zawsze jest coś za coś.
--------------------
<a href="https://www.maluchy.pl">
<img src="https://suwaczki.maluchy.pl/li-72305.png" border="0">
</a>
<a href="https://www.maluchy.pl">
<img src="https://suwaczki.maluchy.pl/ci-72306.png" border="0">
</a>