Zuzka śpi , więc wykorzystam MOMENT
![icon_wink.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_wink.gif)
i opiszę ten nasz wielki dzień.
Zaczęło się 20 maja o 5 nad ranem, zaczął mnie pobolewać dół brzucha, tak raz na jakiś czas, ale to bardzo delikatnie, zaczęłam coś przeczuwać, że chyba to dziś urodzę i dziś będzie ten wielki dzień, ale około 10:00 jakgdyby to uczucie ustało - a juz miałam tak wielką nadzieję, że w końcu to nastąpi. W ramach pocieszenia i dalszego wyczekiwania na moją kruszynkę postanowiłam zaszaleć i wybrałam się do fryzjera, (obciełam włosy na króciutko), czas u fryzjera minął spokojeniu, raz tylko znowu poczułam pobolewanie podbrzusza. Około godziny 16:00 znowu brzuch zaczął pobolewać i tak łapał i puszczał ten ból dosłownie co 10 min, z tymże ten ból był ciągle delikatny, ale był. Moj małż stwierdził , że to napewno się już zaczyna poród i rozporządził
![icon_lol.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_lol.gif)
że jedziemy do szpitala, no więc spakowaliśmy się i pojechaliśmy. Niestety na izbie przyjęć okazało się że wg ktg te skurcze to tylko przepowiadające a nie do porodu i w dodatku zero rozwarcia szyjka zamknięta. Więc wrócliśmy z walizą do domu. A od 20:00 zaczeło się na dobre, zaczęło boleć , teraz to był ból, ale stwierdziałam że nie będe jechać do szpitala bo znowu mnie odeślą (lekarka stwierdziła, że nie będzie mnie dawać na patologię , bo lepiej ten czas spędzić w domu a ja i tak mogę urodzić jeszcze za tydzień, tym bardziej że z ostatniego usg wyszło że to 37 tydzień ciąży). Zapisywałam skurcze i były bardzo nieregularne, co 10, 5 , 7, 3 minuty, naprawdę różniście, o 5:00 nad ranem już nie miałam siły, stwierdziłam że jedziemy do szpitla (zresztą małż cały czas był za tym).
i .....
![icon_evil.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_evil.gif)
znowu wg ktg wyszło że te skurcze bardzo słabe i nie do porodu (a mnie przecież tak boolało!!!!), położona stwierdziała, że to przepowiadające i ma boleć , ale nie do porodu, ale przyszedł lekarz zbadał i ...
![icon_biggrin.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_biggrin.gif)
rozwarcie na 3 palce, , stwierdził że zostawia mnie do porodu.
Przyznam szczerze że myślałam , ze jestem o wiele silniejsza, ale chyba tak nie jest, na szczęście cały czas był przy mnie mój mąż , który pomógł mi niesamowicie, (aż dziw bierze, że nie ma dłoni w gipsie
![icon_lol.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_lol.gif)
) bo jak go łapałam w trakcie skurczów to myślałam, że mu ją połamię. Mój mąż nie chciał być przy porodzie, powiedział że będzie cały czas ze mną ale na czas porodu wyjdzie, bo nie da rady , ale .... ale został , został dzielnie do końca i jestem z niego niesamowice dumna
![icon_biggrin.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_biggrin.gif)
, on zresztą z siebie też że dał radę .
Wracając do wątku głównego, a więc położna poleciła żebym wzięła 15 minutowy gorący prysznic , po nim podano i kroplówkę z okscytocyną a potem juz poszło szybciutko a bolało przy tym okrutnie. 21 maja o godz 10:22 moja córcia opuściła brzunio, i napłynał ogrom szczęścia i radości. Zaraz potem urodziłam szybciutko łożysko, no przyszedł czas na szycie
![icon_evil.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_evil.gif)
, a potem już dostał moją ukochana córcię, od razu dostała cycusia i przewieziono nas na oddział noworodków.
Wyszłyśmy na 5 dobę , Zuzia miała dośc wysoką żółtaczkę.
Ja przechodziłam mały kryzys z brodawkami, strasznie mi popękały i bolały , już myślałam że nie dam rady , ale teraz jest wszystko ok. Nie mogę się napatrzeć na te moje szczęscie i cieszę się , że juz jesteśmy razem , że już widzimy się po tej stronie i że w końcu mogę wycałować tą moją słodką pupinkę
![icon_biggrin.gif](https://www.maluchy.pl/forum/style_emoticons/default/icon_biggrin.gif)
.
Chyba trochę chaotycznie napisałam, ale to z przewrażliwienia , że nie zdąże , no ale Zuzia pozwoliła dzisiaj mamusi poczaskać po klawiaturze
pozdrawiam