Wiecie co, od wczoraj rzuca mną po ścianach emocjonalnie. Zatem proszę wziąć to pod uwagę przy lekturze tego posta. Ale tym razem rzuciła mną o ścianę Rosa (oczywiście kompletnym przypadkiem, bo nie do mnie i nie o mnie pisała, ale czasem człowiek ma momenty iluminacji, no to ja mam teraz).
Uświadomiłam sobie wczoraj w nocy, że w dużej mierze dlatego mam takie problemy z emocjami, bo zważywszy miejsce, w którym wyrosłam, zważyszy, że nigdy nie miałam pomocy w opiece nad dziećmi, a jeszcze podłamującego (by nie rzec znęcającego) męża, nigdy nie miałam postawy roszczeniowej - znaczy nikt mi nie pomagał organizacyjnie ani finansowo - to w życiu nie powinnam osiągnąć tego, co mi się udało. Ale niestety na takiej spince, że będę do końca życia płacić za to cenę rozwalonego życia emocjonalnego. Kiedy wczoraj do mnie dotarło w kontekście wątków o umiejętności jedzenia, skąd pochodzę i jakim cudem jest, że skończyłam studia (nie z braku talentu ino pieniądzorów), to uświadomiłam sobie, że nie pownno się to nigdy stac, a ja powinam być normalną osobą, a nie maszynką do zarabiania pieniędzy, która gotuje dwudaniowy obiad dziennie, mówi, że to lubi i ma w telefonie kilka numerów osób z pierwszych stron gazet, a z niektórymi jest po imieniu. Zrobiłam to bez pomocy i nie będąc roszczeniową. Dlatego post Rosy mną miotnął, bo pomyślałam, co by było, gdyby ktoś mi pomógł, kiedykolwiek. Może miałabym to wszytko plus zdrowie psychiczne? A tak w związku z uzyskaną nerwicą muszę porzucić robotę, w której jestem genialna, aby mnie nie zabiła.
Dodam na koniec, że nie czytałam artykułu
Mikołejki, ale znam masę kobietk, które uzasadniają swoje istnienie posiadaniem dzieci. I mają postawę roszczeniową. I nie wiecie, kurzy odwłok, jak im zazdroszczę asertywności
Z harcerskim więc pozdrowieniem udaję się do mycia ;podłóg i garów, bo akurat sama jestem z dzieciami, a w nocy wylatuję do trójmiasta (jakby ktoś miał 5 minut na kawę; Dorotka - żartowałam, wiem, ze w ostatniej chwili, sama się dowiedziałam w piątek o 14 i trawię do teraz).