Będzie długie. Strasznie ciężko jest mi to pisać. Właściwie to mam łzy w oczach. Chcę pomóc mojemu dziecku, ale nie wiem, jak.
Moja córka ma obecnie 10 lat. Teraz zacznie chodzić do 5 klasy. Jak twierdzi, nie ma żadnych koleżanek. NIkt ze szkoły jej w domu nie odwiedza. W zeszłym roku siedziała sama w ławce. W tym roku pewnie też tak będzie.
Zuza zawsze była osobą nieśmiałą i dość trudno dostosowywała się do nowych sytuacji. To nie jest specjalnie wesołe dziecko. Tzn. są rzeczy, które są w stanie ją ucieszyć, ale często ma skwaszoną minę i nie wygląda na szczęśliwą. Jak gdzieś idziemy, to dość szybko pyta, kiedy wracamy? Wiecie o co mi chodzi? Są dzieci, które dobrze czują się w prawie każdej sytuacji. Ta moja panna na dzień dobry ma smutną minę i wygląda jakby chciała się zaszyć w najciemniejszą dziurę.
W przedszkolu jeszcze wydawało mi się, że jest ok. Chodziła tam sobie, nikt nie miał zastrzeżeń. Zuza jest jedynaczką, więc zależało mi, żeby miała kontakt z innymi dziećmi.
W zerówce przy szkole podstawowej raczej też nic nie rzuciło mi się w oczy. Była nieśmiałą, owszem. Trudno mi było namówić Zuzę np. na zajęcia taneczne, ponieważ córka nie chciała. Twierdziła, że muzyka jest za głośna. Wydawało się, że głośne dźwięki sprawiają jej wręcz fizyczny ból. Na pierwszych zajęciach z capoeiry było dobrze do czasu gdy trener kazał dobrać się dzieciakom w pary. Nie chciała i koniec. I to były jej pierwsze i ostatnie zajęcia.
Odpuszczałam, ponieważ czytałam, że nie należy dziecka do niczego zmuszać.
Do szkoły poszła rok wcześniej, zgodnie z nową podstawą programową. W jej klasie było tylko siedmioro sześciolatków. Większość to dzieci o rok starsze.
W pierwszej-drugiej klasie siedziała z pewną dziewczynką, która ją całkowicie ubezwłasnowolniła. One we dwie stały się papużkami nierozłączkami. Zuza nie mogła bawić się z żadnym innym dzieckiem, ponieważ tamta dziewczynka szantażowała ją, że się na nią obrazi. Efekt był taki, że Zuza nie integrowała się z klasą, ponieważ trzymała się na uboczu z tamtą koleżanką. Nie mogła nawet z nikim porozmawiać.
Już wtedy zapaliła mi się lampka, ponieważ zobaczyłam Zuzię na tle klasy i to, że przebywa tylko z jedną dziewczynką.
Zuza skarżyła się, że tamta ją wykorzystuje: zjada jej śniadanie, zabiera kredki, przeszkadza podczas lekcji. Robiła też takie niefajne rzeczy, np. szły razem do szkolnej łazienki, gdzie koleżanka mojego dziecka dość długo siedziała, a potem straszyła Zuzę, że powie przy całej klasie, że Zuza nie mogła zrobić kupy. Zuzia bała się, że ta tak chlapnie i cierpliwie czekała aż koleżanka raczy zarządzić wyjście z łazienki.
Tak więc układ był dość toksyczny.
Nie byłam z tego zadowolona, tym bardziej, że Zuza się żaliła, że dziewczynka jej przeszkadza podczas lekcji i każe jej grać w jakąś tam grę. Widziałam, że Zuza czuje się w manipulowana i nie może się uwolnić z tego toksycznego związku. Przyznam, że ucieszyłam się, gdy wychowawczyni przesadziła dziewczynki, bo naprawdę dużo gadały.
Zuza poczuła się wolna i próbowała nawiązać kontakt z innymi dziewczynkami w klasie. Te jednak wysyłały ją do tamtej dziewczynki i tak zaczęła balansować na peryferiach życia klasowego.
W trzeciej klasie już usiadła sama, ponieważ twierdziła, że nikt nie będzie jej przeszkadzał. Przy okazji żaliła mi się że dziewczyny w momencie, gdy się do nich zbliża, mówią jej: âidź sobieâ. Ta trzecia klasa, jeśli chodzi o relacje społeczne, nie była dla Zuzy zbyt dobra. Dziewczyny podobierały się w grupy, a Zuza nie należała do żadnej z nich. Rozmawiałam z nią na ten temat wielokrotnie. Twierdziłam, że jeśli się bardziej otworzy i uśmiechnie, to one z pewnością ją zaakceptują. Przeprowadziłyśmy wiele rozmów na ten temat. Wydawało mi się, że szkoła do której chodzi moja córka to dobra szkoła, nie ma tu jakiś patologii. Szkoła mieści się w dzielnicy domków i większość dzieciaków ma sytuowanych rodziców. Myślałam, że wystarczy odrobina chęci ze strony Zuzy, żeby poznała nowych przyjaciół. Tym bardziej, że Zuza ma przyjaciół poza szkołą (niestety widuje ich dosyć rzadko) i potrafi być miłą i sympatyczną dziewczyną z poczuciem humoru.
Na koniec trzeciej klasy rodzice, uczniowie i wychowawczyni udali się do pewnej restauracji, gdzie mieliśmy świętować zakończenie 3 klasy. My z Zuzą przyjechaliśmy trochę póżno. Tak się złożyło, że wszystkie dziewczynki siedziały przy jednym stole. Zuza do nich poszła, po czym wróciła ze smutną miną. One znowu powiedziały do niej Idż sobie. Sam słyszałam. Slicznie ubrana dziewczynka z bardzo dobrym świadectwem bez żadnego zająknięcia, za to z wielką wprawą mówi do mojej córki âZuza idź sobie!â.
Przyznam, że i mnie zrobiła się gula w gardle. Zobaczyłam, w jaki sposób się to odbywa i miałam najlepszy dowód, że Zuza nie przesadza. ona zawsze mi powtarzała, że one traktują ją jak powietrze.
Zadzwoniłam do dyrekcji szkoły, że chciałabym przenieść córkę do innej klasy. Dyrektor mnie przekonywała, żebym tego nie robiła. Rozmawiałam z psychologiem, z nowym wychowawcą też. Wychowawczyni kazała usiąść Zuzi z jedną dziewczynką, jednak pechowo wybrała dziewczynkę, która nie lubi Zuzy, za to zależało jej siedzieć z inną koleżanką. Nie był to więc najlepszy wybór, ponieważ Zuza trafiła z deszczu pod rynnę. Nie trwało to zresztą długo to siedzenia, natomiast wychowawczyni nabrała przekonania, że to Zuza nie chce z nikim siedzieć. A nie chciała siedzie z tą konkretną dziewczynką.
Chciałam też zorganizować urodziny córki, ale bałam się, że może nikt nie przyjdzie i wtedy dopiero będzie Zuzi przykro. W latach wcześniejszych zdarzało się, że ktoś zapraszał Zuzę na swoje urodziny. W ostatnich latach nie miało to już miejsca.
Zapisałam Zuzę na zajęcie w prywatnej poradni psychologiczno pedagogicznej,. Zajęcia miały Zuzi pomóc w rozwiązywaniu szkolnych problemów, ale panie skupiały się bardziej metodach szybkiego czytania i łatwości uczenia się, a z tym Zuza nie ma specjalnych problemów. Nie sądzę, że gdy zacznie czytać w szybszym tempie, zyska tym uznanie rówieśników. Przestałam więc Zuzę wozić na te zajęcia, bo one były po prostu nudne, a kosztowały sporo.
Moje działania w szkole chyba niewiele dały. Zuza spotkała się parę razy z panią pedagog. Ja parę razy rozmawiałam z wychowawczynią, która twierdziła, że jest lepiej. Pod koniec 4. klasy skarżyła się trochę mniej. Myślę jednak, że bardziej dlatego, żebym ja przestała ją w kółko wypytywać o relacje w szkole.
Teraz właśnie wróciła z wakacji na których była z moją przyjaciółką i jej córkami, z którymi Zuza się kumpluje, zwł. z jedną z nich.
W pewnym momencie bez żadnego powodu Zuza pękła i z płaczem opowiedziała im jak bardzo męczy się w szkole i że wcale nie jest lepiej. I że nudzi się na przerwach i czeka, kiedy wreszcie zacznie się lekcja, Mnie Zuza po powrocie znad morza powiedziała, że w trakcie roku szkolnego mówiła mi że jest w szkole lepiej, ponieważ nie chciała, żebym się martwiła.
Gadałyśmy do nocy. Już nawet padały propozycje z mojej strony zmiany szkoły i tym razem Zuza była skłonna nawet zgodzić się na to. Pytanie tylko, czy nie przyniesie to jeszcze gorszego skutku?
Zuza obiecała, że w tym roku da się namówić na jakieś zajęcia dodatkowe.
Co jeszcze powinnam zrobić?
--------------------