No właśnie - wszystko zależy od szkoły, nauczyciela i składu klasy, organizacji...
Myślę że nie da się jednoznacznie powiedzieć czy klasy integracyjne są dobre.
Zbyt wiele czynników na to wpływa.
Napiszę z własnego doświadczenia - jestem pedagogiem specjalnym pracującym właśnie w klasie integracyjnej (klasy I-III podstawówki)
1. Przede wszystkim: zależy od dziecka (waszego).
2. Zależy od dzieci w klasie (z jakimi zaburzeniami są dzieci jako grupa integracyjna i jaka jest grupa wsparcia)
3. Zależy od nauczycieli, ich kompetencji i nastawienia,
Ale do rzeczy:
1. zależy od dziecka - myślę że posyłając dziecko do takiej klasy jako do grupy wsparcia trzeba mieć absolutną pewność, że to dziecko świetnie będzie sobie w szkole radziło (nie ma choćby minimalnych znamion dysleksji czy innych dys..., nie ma problemów ze skupieniem uwagi - to chyba najważniejsze).
Czyli musi to być dziecko w 100% dobrze sobie radzące.
2. Poza tym jest grupa rodziców którzy widzą, że ich dziecko kiepsko sobie radzi, i cichaczem - pod pozorem grupy wsparcia - dają je do klasy integracyjnej (bo będzie mu tam lepiej, bo dwóch nauczycieli, mała klasa...). (to to o czym pisała ms.mez).
A później okazuje się, że w wyniku takich podstępków - klasa nie jest klasą integracyjną tylko niemal specjalną i wszystkie dzieci na tym cierpią (to ukryte też).
No i zależy też od tego jakie dzieci są w grupie integracyjnej (moim zdaniem dzieci z poważnymi zaburzeniami zachowania czy głębsze upośledzenia umysłowe niestety nie nadają się).
Podam wam przykład z własnego doświadczenia:
pracowałam z taką klasą: klasa pierwsza. Łacznie 18 dzieci, w tym 5 z orzeczeniem
Jedno dziecko z cukrzycą (mało absorbujące bo sprawne i fizycznie i intelektualnie),
dwoje z lekkim upośledzeniem,
jedno z padaczką, cukrzycą i mózgowym porażeniem dziecięcym/umiarkowanie upośledzone umysłowo i upośledzone ruchowo ale - chodzące
i piąte z zaburzeniami emocjonalnymi - podejrzenie autyzmu (agresywne w tym autoagresywne, z nadwrażliwością dotykową i słuchową, krzyczące).
Do tego 2 dzieci (z grupy wsparcia) z ukrytymi zaburzeniami (w normie intelektualnej ale wymagające ogromu uwagi).
Pierwszy semestr w I klasie wyglądał tak, że to dziecko z zaburzeniami emocjonalnymi krzyczało cały dzień, próbowało skakać z okna, uciekało z klasy...
I niestety - ja jako pedagog specjalny niemal w ogóle nie zajmowałam się resztą dzieci, bo - to dziecko wymagało zbyt wielkiej uwagi (a ze względów chociażby bezpieczeństwa jego i innych nie mogłam go "zostawić".
W tym czasie nauczycielka prowadząca lekcje musiała zająć się całą resztą klasy. Na szczęście jest świetnym nauczycielem i ta część klasy która była prawdziwą grupą wsparcia na tym nie cierpiała.
Ale reszta - czyli te dzieci z drobniejszymi zaurzeniami i te ukryte - traciły bardzo (właściwie prawie nic z lekcji nie wynosiły).
Dziecko z MPD to już w ogóle odrębna sprawa - bo w takich warunkach nie pracowało w ogóle - ogromnie rozproszone, rozkojarzone...
Szczerze mówiąc to nawet bałyśmy się o zdrowie tej dziewczynki (z nadmiaru emocji miała kilka razy ataki padaczki).
Ja wiem że to drastyczny przykład - takiej klasy. I w większości nie ma takich dzieci, ale i to trzeba wziąć pod uwagę rozważając posłanie własnego dziecka do takiej klasy.
Potem było już dużo lepiej. Chłopiec z zab. zachowania baaardzo się poprawił, zaadaptował.
Ale np. do konca i nadal uważam że dziewczynka z MPD bardzo straciła w takiej szkole.
3 - nauczyciele.
Tu znowu przykład ale nie z mojej szkoły.
Mam w rodzinie męża dziewczynę która jest nauczycielem ("zwykłym") w klasach I-III.
Nauczycielem jest świetnym. Z kilkunastoletnim doświadczeniem, chwalona od zawsze, jej dzieci osiągają świetne efekty, wygrywają w konkursach...
A i ona to nauczycielka z prawdziwego powołania.
I pracuje w szkole w której na każdym poziomie jest jedna klasa integracyjna.
Niestety polityka dyrekcji jest taka, że każda nauczycielka zintegrowana, czy tego chce czy nie, musi w którymś momencie wziąć klasę integracyjną. Jest po prostu kolejka.
I na tą dziewczynę "padło" dwa lata temu. Piszę padło bo nie chciała tego, nie wyobrażała sobie pracy z taką klasą, bała się.
Efekt? W trzecim roku pracy z tą klasą dziewczyna jest kompletnie wypalona zawodowo. Nic jej się nie chce, a dzieci w klasie po prostu nienawidzi (cytuję - sama już otwarcie tak mówi). Lekcje odwala, zajęcia są nudne, kompletnie nie może i nie chce dogadać się z ped secjalnym (którego razem z tymi "jego" dziećmi najchętniej wyrzuciłaby z klasy.
I do klasy z takim nauczycielem na pewno dziecka bym nie posłała.
To też jest drastyczny przykład. I też napisałam do gwoli zastanowienia.
Ale mój post wcale nie ma być krytyką klas integracyjnych.
Po prostu - i tak może być.
A w znacznej, znacznej większości jest dobrze.
Plusem integracji jest na pewno to, że właśnie:
- integracja/tolerancja (chociaż mam wrażenie że jednak w większej mierze zależy to od rodziców)
- małe klasy
- ciekawe zajęcia. Nauczyciele czujący powołanie do pracy w takiej klasie, są zazwyczaj bardziej twórczy. I takie są ich lekcje, Dzieci nie zdobywają wiedzy - ucząc się tak po prostu. Uczą się odkrywania świata, odkrywania swoich możliwości, wykorzystywania ich a jednocześnie godzenia się ze slabościami.
Jeśli szkoła jest z klasami integracyjnymi (nie cała integracyjna) to pewnie jest to szkoła rejonowa.
Radziłabym podpytać koleżanki, sąsiadki - które mają starsze dzieci w tej szkole.
Pewnie świetnie się orientują jak to jest w tej właśnie szkole, jacy są konkretni nauczyciele, jaka jest organizacja...
--------------------