Szczepankl, do zainteresowania nie zmusisz, do okazywania uczuć tym bardziej, niestety. Ja juz zwatpiłam, ze się da z "tym" coś zrobić
I w sumie to mi wisi. Dopóty, oczywiscie, dopóki nie są podwazane moje decyzje wychowawcze i mój autorytet w oczach dzieci. A tak bywa. I to nierzadko
Ja sprawe olałam. Kiedys było mi przykro... A dziewczynom jakby smutno
Bo inne dzieci z dziadkami do lasu, na spacery, na rower... a one, bywało, że na podwórku były wysyłane w te część, z której ich widać, i słychać
, nie było. Nie zawsze tak jest ale nie da się ukryć, ze dziadkom moje dzieci wystarczają raz dziennie po 10 minut. A mieszkają w tym samym dom,u...
No to wrócę do przerwanego wątku
Olałam. Mało tego, juz nie pozwalam zabierac dzieci "gdzieś tam" (nader rzadko) kiedy mamy inne plany. A robiłam tak. I z czystej wygody i dla dzieci i dla rodziców. Nie posyłam, bo zauważyłam pewną prawidłowość - dzieci są zabierane wówczas, kiedy dziadkowie "się nudzić bedą". W skórcie - wyjazdy nie sa dla wnuków, nie dla nas (co byśmy mogli odetchnąć lub pozałatwiać najpilniejsze sprawy) a li tylko dla zabicia czasu. A jakos mi sie to mało podoba. Co wiecej, przestaje sie podobac mojej, juz coraz rozumniejszej, siedmiolatce. Maluchy jeszcze za małe
by wyniuchać co w trawie piszczy.
Dziwnie to trochę wygląda i atmosfera nieco napięta
JA nie wymagam, nigdy nie wymagałam, tylko boli mnie taki brak zainteresowania